Dziś, w czasie długiego dnia spędzonego głównie w samochodzie (z przerwami na spotkania służbowe), przeczytałam raport z nowej Polityki. Tekst, a właściwie zbiór tekstów, dotyczy stanu współczesnej polszczyzny. Znajdziemy w nim wątek języka młodzieżowego, neologizmów, które przenikają do mowy potocznej z wirtualnego świata, analizę frazeologii polityków, rozważania na temat zapożyczeń z angielskiego (patrz: cytat w tytule) i inne barwne kwestie. Całość polecam i jeśli tylko pojawi się na stronie Polityki, podlinkuję.
Tymczasem garść ciekawostek – czy wiecie np. że na telefon z ekranem dotykowym mówi się smyrofon? :-) Albo że skrót LOL (laughing out loud) zyskał już tak wiele wariacji, że ukuto nawet termin... lolocaust? Jak twierdzi autor artykułu, Bartek Chaciński – na określenie czegoś tak zabawnego, że miliony ludzi mogą umrzeć ze śmiechu...
Rozbawił mnie fragment dotyczący internetowych słowników slangu, gdzie pojawiła się wzmianka o krytycznym wyrażeniu żal pe-el:
Bezwzględnym liderem statystyki w polskich słownikach sieciowych jest natomiast żal.pl – przedziwna z punktu widzenia języka konstrukcja przypominająca adres internetowy, ale opisująca po prostu coś żałosnego. Coraz częściej zastępowana przez żal.ru. Internauci doszli najwyraźniej do wniosku, że jeśli coś przebija polską żałość, to musi leżeć jeszcze dalej na wschodzie.
Na zakończenie historia, która przypomniała mi się na marginesie językowych rozważań. (A przy okazji będzie stanowić nawiązanie do wątków biblijnych z tytułu notki). Otóż gdy na ekranach kin gościła Pasja Mela Gibsona, mój przyjaciel był świadkiem następującego dialogu dwóch dziewcząt:
– A widziałaś Pasję?
– Noo, widziałam!
– I co?
– No straszne... Najgorsze było pejczowanie!
Do usłyszenia!
Z powodu awarii Bloggera, która miała miejsce w ostatni piątek (oczywiście trzynastego;-) niektóre komentarze i notki z ostatnich dni zniknęły :-( Większość starałam się przywrócić – wybaczcie błędne daty i ewentualne inne nieścisłości. Dopisane 14.05.2011.
Suplement z 23.05.2011: część raportu dostępna jest już na stronie Polityki – zob. artykuły Chacińskiego i Pęczaka.
Rozbawił mnie fragment dotyczący internetowych słowników slangu, gdzie pojawiła się wzmianka o krytycznym wyrażeniu żal pe-el:
Bezwzględnym liderem statystyki w polskich słownikach sieciowych jest natomiast żal.pl – przedziwna z punktu widzenia języka konstrukcja przypominająca adres internetowy, ale opisująca po prostu coś żałosnego. Coraz częściej zastępowana przez żal.ru. Internauci doszli najwyraźniej do wniosku, że jeśli coś przebija polską żałość, to musi leżeć jeszcze dalej na wschodzie.
Na zakończenie historia, która przypomniała mi się na marginesie językowych rozważań. (A przy okazji będzie stanowić nawiązanie do wątków biblijnych z tytułu notki). Otóż gdy na ekranach kin gościła Pasja Mela Gibsona, mój przyjaciel był świadkiem następującego dialogu dwóch dziewcząt:
– A widziałaś Pasję?
– Noo, widziałam!
– I co?
– No straszne... Najgorsze było pejczowanie!
Do usłyszenia!
Z powodu awarii Bloggera, która miała miejsce w ostatni piątek (oczywiście trzynastego;-) niektóre komentarze i notki z ostatnich dni zniknęły :-( Większość starałam się przywrócić – wybaczcie błędne daty i ewentualne inne nieścisłości. Dopisane 14.05.2011.
Suplement z 23.05.2011: część raportu dostępna jest już na stronie Polityki – zob. artykuły Chacińskiego i Pęczaka.
Po przeczytaniu Twojego posta od razu pobiegłam kupić tę "Politykę".:)
OdpowiedzUsuń"Żal.pl" przestał być zabawny w gimnazjum już 2 lata temu i od tego czasu jest niezmiennie oznaką językowej "wiochy". A rodzina wyrazów od lola wydaje mi się... przerażająca!
Chętnie przecztam ten raport, fajnie by było, gdyby pojawił się na stronie Polityki. Cóż, dużo z tego jest nieuniknione, slang branżowy, zapożyczenia z angielskiego, wszystko dobrze, dopóki jesteśmy w stanie rozróżnić co jest, a co nie jest poprawne i w jakiej sytuacji może zostać użyte, a niestety z tym coraz gorzej.
OdpowiedzUsuńSiostra mojego męża właśnie będzie bronić pracę magisterską na Oksfordzie na temat języka używanego na Cyprze w komunikacji elektronicznej. To naprawdę ciekawostka, oczywiście oficjalny język tutaj to grecki, jednak wszyscy używają (koszmarnego) dialektu cypryjskiego i co dziwne, nie jest to w żaden sposób napiętnowane, to znaczy, posługują się nim nawet w szkole, czy też uczą się wyrazów i odmiany z cypryjskiego, a nie poprawnego greckiego. Natomiast językiem, w którym pracuje się we wszystkich dużych firmach jest angielski i w zasadzie każdy znany mi Cypryjczyk studiował w Anglii lub Stanach. W języku mówionym naturalnie miesza się grecki z angielskim, w komunikacji mailowej, wygląda to przedziwnie, po pierwsze jest to greenglish, czyli zapis greckiego w alfabecie łacińskim, do tego pomieszany z angielskim wtrąceniami, czegoś takiego nie widziałam nigdy wcześniej!
No tak, bo biczowanie już tak emocjonująco nie brzmi;-)
OdpowiedzUsuńSmyforon całkiem mi się podoba, ale brzmi dla mnie bardziej jak wymysł redaktorów (kiedyś w akcji Polityki przeciw fali anglicyzmów forsowano "listel" zamiast "e-maila"), niż jak rzeczywiste, żywe określenie.
Po przeczytaniu Twojego posta od razu pobiegłam kupić tę "Politykę".:)
OdpowiedzUsuń"Żal.pl" przestał być zabawny w gimnazjum już 2 lata temu i od tego czasu jest niezmiennie oznaką językowej "wiochy". A rodzina wyrazów od lola wydaje mi się... przerażająca!
Malino, póki co, raport nie jest dostępny na stronie, ale można kupić e-wydanie:
OdpowiedzUsuńhttp://www.nexto.pl/e-prasa/polityka_p257.xml
Co do slangu branżowego - masz rację; sama pisząc tę notkę, zastanawiałam się, czy nie przytoczyć paru kalek z angielskiego, którymi posługuję się na co dzień w pracy. Bo choć w gronie kolegów śmiejemy się z wciskania angielskich wyrażeń w każdą rozmowę czy maila, to pewnych zwrotów nie bylibyśmy w stanie zastąpić polskimi. Próba przełożenia stanowiska "copywriter", która miała u nas miejsce parę lat temu, zakończyła się całkowitym fiaskiem;-)
Dzięki za opowieść o lingwistycznych szaleństwach na Cyprze - bardzo ciekawa sprawa. I podoba mi się określenie "greenglish":-)
Anonimowy, listele pamiętam - i znam jedną osobę, która zaadaptowała to słowo. Otóż w radiowej Trójce pracował (pracuje?) Michał Owczarek - prowadzący program "Strefa rock'n'rolla wolna od angola"( swoją drogą, osobliwa postać;-), gdzie prezentowane były różne nieanglojęzyczne utwory. I nieraz słyszałam, że - konsekwentnie wobec tytułu audycji - dziękował słuchaczom za otrzymane drogą elektroniczną LISTELE.
OdpowiedzUsuńU., cieszę się, że Cię zainspirowałam:-) Polecam też słodko-gorzki artykuł o polskich kinach "Kosmos" (na ostatnich stronach tygodnika).
OdpowiedzUsuńCo do żal.pl - przyznam, że to jedno z niewielu przytoczonych w artykule wyrażeń, które w ogóle kiedykolwiek słyszałam na żywo. Najczęściej w komunikacji miejskiej:-)
Ha, no właśnie mi coś nie grało, bo pamiętałam pod tą notką więcej komentarzy, a tu nagle wczoraj nic! Oby w przyszłości blogger nie szalał.
OdpowiedzUsuń[to komentarz w odpowiedzi na czerwony dopisek:)]