Nie jest taki zły. To myśl, która nasuwała mi się kilkakrotnie w trakcie oglądania tego filmu – że moje obawy i negatywne przeczucia nie do końca się potwierdziły.
Nie ukrywam, do Sali samobójców byłam uprzedzona – zapowiedzi i teksty promocyjne (np. hasło ze strony internetowej: Nick to nie imię. Świat to nie Matrix. Życie to nie gra, nie daj się wylogować) trąciły mi pretensjonalnością. Spodziewałam się banalnego, przejaskrawionego filmu, opartego na modnych (więc intratnych) tematach – jak wirtualna rzeczywistość, upublicznianie prywatnych filmików w sieci itp. Oczekiwałam skrzyżowania dydaktyzmu z patosem, okraszonych stylistyką emo i ostentacyjną hipernowoczesnością.
Tymczasem debiut fabularny Jana Komasy obejrzałam z zainteresowaniem. Raczej nie będę do niego wracać, ale nie żałuję seansu.
Nie ukrywam, do Sali samobójców byłam uprzedzona – zapowiedzi i teksty promocyjne (np. hasło ze strony internetowej: Nick to nie imię. Świat to nie Matrix. Życie to nie gra, nie daj się wylogować) trąciły mi pretensjonalnością. Spodziewałam się banalnego, przejaskrawionego filmu, opartego na modnych (więc intratnych) tematach – jak wirtualna rzeczywistość, upublicznianie prywatnych filmików w sieci itp. Oczekiwałam skrzyżowania dydaktyzmu z patosem, okraszonych stylistyką emo i ostentacyjną hipernowoczesnością.
Tymczasem debiut fabularny Jana Komasy obejrzałam z zainteresowaniem. Raczej nie będę do niego wracać, ale nie żałuję seansu.
Tytułowa sala samobójców to wirtualne miejsce – przestrzeń gry typu second life, do której trafia Dominik, zagubiony osiemnastolatek. Chłopak na co dzień zmaga się z poczuciem wyobcowania w szkole i brakiem kontaktu z rodzicami (wiecznie zajętymi karierowiczami – w ich rolach Agata Kulesza i Krzysztof Pieczyński), więc błyskawicznie angażuje się w alternatywną rzeczywistość. Szczególnie intryguje go Sylwia (Roma Gąsiorowska) – wirtualna królowa sali samobójców... Tyle dla zarysowania fabuły.
Co uważam za mocne strony filmu? Po pierwsze, rzetelną realizację – świat realistyczny, zdjęciowy, płynnie przeplata się z wygenerowanym komputerowo, a sceny wirtualne nie męczą (a jak wiecie, nie jestem fanką efektów specjalnych czy nowych technologii ;-) Myślę, że w temacie formy twórcom udało się osiągnąć założony cel. Na korzyść działa też muzyka – zgrabnie wkomponowana w historię.
Po drugie, wiarygodne przedstawienie młodzieńczych dramatów – całkowitego uzależnienia od opinii rówieśników, desperackiego pragnienia akceptacji, poszukiwania własnej tożsamości. Wprawdzie nie obyło się bez elementów pretensjonalnych, ale mam wrażenie, że to głównie z powodu licealnej tematyki (waham się, czy tę pretensjonalność poczytać za wadę, czy zaletę – bo przemawia za wiarygodnością filmu ;-) Zachowania młodych ludzi niekiedy mnie irytowały, ale myślę, że Komasa dobrze zobrazował charakterystyczną egzaltację nastolatków – przekonanie, że jako jedyni na świecie zdemaskowali mizerię współczesności (konsumpcjonizm, ślepy wyścig szczurów, próżność, cokolwiek), przejrzeli na oczy (Sami się zabijacie, nawet o tym nie wiedząc. To wy jesteście salą samobójców – mówi Sylwia) etc.
Jestem bardzo ciekawa opinii nastolatków – albo rodziców nastolatków – o tym filmie. Zastanawiam się, czy młodzi ludzie zidentyfikowaliby się z samotnością głównego bohatera, a dorośli – odnaleźli w świecie Komasy odzwierciedlenie swoich problemów z dotarciem do wrażliwego maturzysty. Mam wrażenie, że Sala ma potencjał – ale jako, że nie reprezentuję żadnej z tych grup, nie decyduję się rozstrzygać.
Po trzecie, Agata Kulesza, którą bardzo lubię (i nie mogę się doczekać Róży Wojciecha Smarzowskiego!).
To tyle. W wolnej chwili obejrzyjcie Salę.
P.S. Ostatnio jestem przygwożdżona rozmaitymi obowiązkami, więc notki i odpowiedzi na komentarze pojawiają się z opóźnieniem – wybaczcie.
Co uważam za mocne strony filmu? Po pierwsze, rzetelną realizację – świat realistyczny, zdjęciowy, płynnie przeplata się z wygenerowanym komputerowo, a sceny wirtualne nie męczą (a jak wiecie, nie jestem fanką efektów specjalnych czy nowych technologii ;-) Myślę, że w temacie formy twórcom udało się osiągnąć założony cel. Na korzyść działa też muzyka – zgrabnie wkomponowana w historię.
Po drugie, wiarygodne przedstawienie młodzieńczych dramatów – całkowitego uzależnienia od opinii rówieśników, desperackiego pragnienia akceptacji, poszukiwania własnej tożsamości. Wprawdzie nie obyło się bez elementów pretensjonalnych, ale mam wrażenie, że to głównie z powodu licealnej tematyki (waham się, czy tę pretensjonalność poczytać za wadę, czy zaletę – bo przemawia za wiarygodnością filmu ;-) Zachowania młodych ludzi niekiedy mnie irytowały, ale myślę, że Komasa dobrze zobrazował charakterystyczną egzaltację nastolatków – przekonanie, że jako jedyni na świecie zdemaskowali mizerię współczesności (konsumpcjonizm, ślepy wyścig szczurów, próżność, cokolwiek), przejrzeli na oczy (Sami się zabijacie, nawet o tym nie wiedząc. To wy jesteście salą samobójców – mówi Sylwia) etc.
Jestem bardzo ciekawa opinii nastolatków – albo rodziców nastolatków – o tym filmie. Zastanawiam się, czy młodzi ludzie zidentyfikowaliby się z samotnością głównego bohatera, a dorośli – odnaleźli w świecie Komasy odzwierciedlenie swoich problemów z dotarciem do wrażliwego maturzysty. Mam wrażenie, że Sala ma potencjał – ale jako, że nie reprezentuję żadnej z tych grup, nie decyduję się rozstrzygać.
Po trzecie, Agata Kulesza, którą bardzo lubię (i nie mogę się doczekać Róży Wojciecha Smarzowskiego!).
To tyle. W wolnej chwili obejrzyjcie Salę.
P.S. Ostatnio jestem przygwożdżona rozmaitymi obowiązkami, więc notki i odpowiedzi na komentarze pojawiają się z opóźnieniem – wybaczcie.
Obejrzalam, obejrzalam...i mam bardzo podobne zdanie na temat tego filmu.
OdpowiedzUsuńBylam uprzedzona i odkladalam go na pozniej tak dlugo, jak moglam.
Dla mnie to dobry film, ktory porusza wiele strun i mocno wgryza sie w pamiec. Zdecydowanie, film ma duzy potencjal. Byly momenty, ze mialam ochote potrzasnac rodzicami Dominika, tak mi dzialala na nerwy ich slepota, ale chyba o to tworcom chodzilo, zeby nie byc obojetnym... I wedlug mnie udalo sie.
Ciekawe..:)bo podobnie jak Wy odkładałam seans na później, a później nastąpiło wczoraj!czy to coś w powietrzu zawisło i tak sie pięknie skorelowało z wpisem Evenementa?? zdanie mam absolutnie nie odbiegające od powyższych opinii + własną refleksję na temat umiejętności wychowywania dzieci w absolutnym dobrobycie;) to już jako matka bardziej..agata
OdpowiedzUsuńHm, może rzeczywiście spróbuję? Czytałam jakąś bardzo negatywną recenzję (a może raczej: paszkwil?), porównującą film do największych knotów wszech czasów.
OdpowiedzUsuńAle że lubię filmy z motywem internetu - z różnych powodów, dość wymienić, że korzystam z jego dobrodziejstw i wad od nastu lat - to sięgnę. Zachęciłaś mnie!
Jako osobą, która posiada nastolatkę w domu i mogę powiedzieć, że "zachowania młodych ludzi" cały czas mnie irytują.
OdpowiedzUsuńNiestety irytację tę chowam do kieszeni i po raz setny próbuję wytłumaczyć, że świat nie jest taki jaki jej się wydaje. Zdolność do czynienia obserwacji tylko z jednej perspektywy z komentarzem "bo ty mnie nie rozumiesz" lub "bo mnie już nic nie wolno" dziewczyna opanowała do perfekcji.
Film, który widziałem jakiś czas temu, wbrew jego wymowie podniósł mnie na duchu. Póki co jeszcze takich problemów nie mam. Najgorsze jest to, że mogę to dobre samopoczucie utracić. A wtedy darcie szat i zastanawianie się, gdzie się popełniło błąd.
(A może niech ona nie czyta lektur Szkolnych :)))))
Faktem jest, że młodzi ludzie potrafią się doskonale zgnoić za pośrednictwem internetu (dorośli mają do tego telewizję oraz służby specjalne). Kiedyś mogłem kontrolować u dziecka, to co robi w internecie. Teraz jest to absolutnie niemożliwe.
No chyba, że kompletnie odetnę dzieciaka od sieci - ale to bardzo odważne posunięcie i mało przekonujące.
Film mi się podobał, ale nie zachwycił. Abstrahuję od pretensjonalności niektórych scen i dialogów. Główny bohater był "przeładowany" problemami. Kiepscy rodzice, kiepskie towarzystwo, kiepscy terapeuci, kiepski kumpel (scena na sali gimnastycznej głupia, że szkoda gadać) i na dodatek, te prochy które mu zapisali też były kiepskie.
Natomiast moja nastolatka stwierdziła, że film jej się podobał i ją wzruszył. Podobno jest to nie tylko jej opinia.
Ok. W związku z tym, może jeszcze nie wszystko stracone. :))))))
Aggie, Agata (dziś komentarze prawie alfabetycznie ;-), cieszę się, że i Wam się podobało. Agatka, rzeczywiście zabawnie nam się zbiegły seanse.
OdpowiedzUsuńmy sElf, spróbuj. Wierzę, że ten film można bezlitośnie wykpić czy sparodiować (z samych przytoczonych przeze mnie cytatów można by ukuć paszkwil ;-), ale moim zdaniem absolutnie nie jest knotem wszech czasów.
monmar napisał:
"Niestety irytację tę chowam do kieszeni" - przezywasz się?!
Dzięki za wyczerpującą odpowiedź - z perspektywy własnej oraz podopiecznej nastolatki :-)
Ciekawe, co piszesz o "przeładowaniu problemami" głównego bohatera. Ja odniosłam przeciwne wrażenie - że tych problemów obiektywnie nie było tak wiele, ale że w umyśle nastolatka urastały do dramatów czy przeszkód nie do pokonania (jak to z umysłami nastolatków bywa; pamiętam własne rozterki).
Mam ten film w domu ale jeszcze go nie widzialam co na pewno w najblizszym czasie zrobie... :-) tez jestem ciekawa jak go odbiore...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. M
Mam podobne wrażenia po "Sali", jak Ty, ewenemencie. Czyli film w porządku - bez rewelacji, ale i bez katastrofy, jakiej oczekiwałem.
OdpowiedzUsuńt.
W wielu filmach jest tyle patosu, że aż się prosi, żeby je wykpić - ale ten jest polski, więc może nie ma założeń, że widz jest kretynem ("Matrix" to miał).
OdpowiedzUsuńMnie się podobały również elementy zabawne, np. Pieczyński mówiący o orientacji seksualnej syna: "Minister już z pewnością nie jest tym zainteresowany";))
OdpowiedzUsuń