środa, 11 sierpnia 2010

Magiczna powieść dla chłopców i dziewcząt

Kupiłam tę książkę w prezencie dla mamy – gdy wyglądało na to, że wskutek zawodowych zawirowań straci pracę i będzie zajmować się pewnym zapomnianym ogrodem. Mama książkę przeczytała błyskawicznie (mama wszystko czyta błyskawicznie), po czym zachęciła do lektury mnie.

Współczesna akcja osadzona jest w roku 2005, gdy schorowana Nell – 95-letnia mieszkanka Brisbane w Australli – umiera w miejscowym szpitalu. Wnuczka kobiety, Cassandra, która od lat żyła pod jednym dachem z babcią, dotkliwie odczuwa jej odejście. Kiedy podczas uroczystości pogrzebowych rozmawia z siostrami Nell, dowiaduje się, że zmarła nie była rodzoną córką swoich australijskich opiekunów, lecz jako kilkulatka przybyła do nich na statku z Anglii. Wkrótce potem Cassandra natrafia na dowody, że jej babka próbowała poznać prawdę o swoim pochodzeniu – bez skutku. Jedną z pamiątek po Nell jest tom baśni dla dzieci – Magiczna powieść dla chłopców i dziewcząt autorstwa niejakiej Elizy Makepeace. Zaintrygowana tajemnicami Nell, wnuczka postanawia rozwiązać sekret jej przeszłości. Tym bardziej, że raptem otrzymuje wiadomość, iż odziedziczyła po babce dom w Kornwalii, o którego istnieniu nie miała pojęcia...
Cała powieść utkana jest z trzech planów czasowych. Z jednej strony śledzimy współczesność, w której Cassandra próbuje poznać zagadkowy życiorys swojej babci. Równolegle toczy się opowieść o poszukiwaniach prowadzonych przez samą Nell, a sięgających lat 70. dwudziestego wieku. Trzecia nić prowadzi nas w jeszcze odleglejszą przeszłość – poznajemy losy Elizy Makepeace, przyszłej pisarki, której dzieje – jak się szybko orientujemy – są w pewien sposób związane z życiem Nell. Trzy wątki przeplatają się jak pasma w magicznym warkoczu (zgodnie z cytatem przyświecającym powieści), współtworząc barwną opowieść o przodkach zmarłej kobiety.

Czytelnik ma tę przewagę nad uczestnikami zdarzeń, że dysponuje nie tylko ich jednostkową perspektywą, ale łączy odkrycia Cassandry, wnioski Nell i wydarzenia z pierwszej dekady XX wieku. Śledzi więc kolejne fakty, rekonstruuje dzieciństwo Nell i obserwuje walkę kobiety o odkrycie własnej tożsamości.
Niestety, mam wrażenie, że ten zabieg w końcowej części powieści trochę wymknął się autorce spod kontroli. Oto bowiem jakieś 150 stron przed finałem Morton przedstawia nam fakty z początku XX wieku, które – w moim odbiorze – są wystarczające, by rozwikłać istotną tajemnicę bohaterek. Sugestie i szczątkowe wiadomości układają się w prawdopodobny przebieg zdarzeń sprzed lat – czytelnik odkrywa go, jest pod wrażeniem i z wypiekami na twarzy czeka na potwierdzenie swoich domysłów.
Tymczasem w kolejnych rozdziałach – aż do finału – obserwujemy bohaterów współczesnych, którzy... plączą się w innej wersji, dyskutują nad jej wiarygodnością i trwają przy swoim zdaniu przez męcząco długi czas. I OK, rozumiem, że powieściowi bohaterowie nie są wszechwiedzący ;) Tyle, że tutaj wprowadzenie ich wersji zdarzeń wypada nieco topornie, sprawia wrażenie wątku dopisanego przez autorkę po to tylko, by zmylić czytelnika – co jednak okazuje się nieskuteczne – ja niecierpliwiłam się, czekając, aż Cassandra i jej towarzystwo wreszcie wpadną na właściwy trop, więc ich płonne dyskusje zupełnie mnie nie emocjonowały. 

W ogólnej ocenie Zapomniany ogród wypada u mnie jednak dobrze – polecam go jako powieść z frapującą historią rodzinną w tle, doskonałą do czytania przed zaśnięciem. Sama spędziłam na lekturze kilka wieczorów, z trudem odrywając się od losów trzech pokoleń kobiet.


Na koniec dygresja. Zetknęłam się z porównaniami Kate Morton do Sary Waters – rzeczywiście, obie pisarki lubują się w pogmatwanych losach rodzinnych, tajemniczych intrygach czy demaskowaniu skrywanej przeszłości. W obu przypadkach znajdujemy też odniesienia do wiktoriańskiej Anglii. Mam jednak wrażenie, że fabuły Waters (zwłaszcza późniejsze) są bardziej precyzyjne, wnikliwiej przemyślane i skonstruowane z większą starannością – a i tło historyczno-obyczajowe wypada w przypadku autorki The Little Stranger czy Fingersmith wiarygodniej. Morton w moim odczuciu serwuje literaturę lżejszą, bardziej przystępną – wciągającą acz mniej wymagającą dla czytelnika. Zapomniany ogród to bez wątpienia dobre czytadło – przykuwa uwagę, budzi ciekawość rozwiązania zagadki i w swojej kategorii – satysfakcjonuje.

Tymczasem zamierzam poszukać kolejnej powieści Morton w oryginale – taki The House of Riverton mógłby stanowić świetne ćwiczenie językowe. Nie czytam po angielsku zbyt wiele, poza tym wobec powieści w obcym języku jestem mniej wymagająca, nie dostrzegam drobnych potknięć. Dam znać, jeśli mi się uda. Do usłyszenia!

5 komentarzy:

  1. Brzmi ciekawie... Chyba się skuszę, bo lubię takie książki - obyczajowe w fabule, a zahaczające o kryminał (to stopniowe odsłanianie rodzinnej tajemnicy) w formie.

    Dzięki za rekomendację:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja znam co najmniej jedną osobę, którą Morton w oryginale wymęczyła :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Mdl2, dzięki za głos - wygląda na to, że wkrótce się przekonam, bo już zamówiłam "The House at Riverton" na Allegro :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowna książka, wciąga i całe szczęście, że ma ponad 500 stron - starczy na parę dni.Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  5. "Zapomniany Ogród" to moja ulubiona książka. Również ja i moja mama nie domyślałyśmy się zakończenia (chociaż obie czytamy bardzo dużo) i ciągle byłyśmy niepewne. Jednak książka jest niesamowita i polecam ją wszystkim znajomym :)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.