niedziela, 21 listopada 2010

Kino bezdomne

Bardzo lubię kina studyjne. Niedawno z wielkim żalem przyjęłam wiadomość o zamknięciu kolejnej sali w Toruniu (zostało nam już tylko Kino Centrum w CSW), a z niechęcią – wieść o budowie następnego multipleksu. 
Dlatego ucieszyła mnie inicjatywa, o której powiedział mi Arek (dzięki!), mająca na celu zwrócenie uwagi na upadek kin studyjnych w regionie. Organizatorzy rozważali przeprowadzenie projekcji w salach, które od lat stoją zamknięte (m.in. w Orle i Naszym Kinie) albo w miejscach, gdzie po prostu uda się zaaranżować scenerię seansu (nawet nietypowych – jak parki czy bramy). Ostatecznie padło na stary browar – opustoszały budynek, który podobno wkrótce ma zostać zamieniony na hotel. Inicjatywie nadano nazwę Kino bezdomne.
Zdjęcie z wikimapii
Miejsce, moim zdaniem, wybrano świetne, a i repertuar okazał się ciekawy – na warsztat wzięto filmy Jeana Luca Godarda. Organizacją zajął się Instytut B61 – toruńska grupa artystyczna, która ma na koncie wiele twórczych akcji. Cenię ją – a i stary browar mnie zaintrygował – więc cieszyłam się na ten wieczór.
Niestety, skończyło się na dobrym pomyśle i zgrabnym plakacie. Seans polegał na wyświetleniu dość słabej kopii Kobieta jest kobietą na prowizorycznym ekranie (fałdy tkaniny deformowały obraz), w przenikliwym zimnie (trzęsłam się cały czas, mimo kurtki i czapki). Nie wykorzystano też w ogóle potencjału miejsca – do hali, w której odbywał się seans, szliśmy w kompletnych ciemnościach, wśród kawałków gruzu i żelastwa – świecąc komórkami, żeby cokolwiek zobaczyć. Po co więc było zachęcać:
Przegląd filmów Jean Luc'a Godarda pod patronatem Instytutu B61 to ostatnia okazją, że zobaczyć Stary Browar zanim zamieni się w nowoczesny hotel. Liczba biletów na seanse ze względu na specyfikę miejsca i chęć zachowania elitarności pokazów jest ściśle ograniczona.(GW)
W swojej naiwności naprawdę liczyłam, że uda mi się coś „zobaczyć” :-) Najwyraźniej jednak zwyciężyła elitarność braku świateł...
Plakat ze strony Instytutu B61
To przykre, ale mam wrażenie, że ten seans potwierdził najgorsze stereotypy dotyczące kin studyjnych – opóźnienia seansów, problemy z dźwiękiem, chłód i słabe kopie. Jeśli miało być to zwykłe „kino pod chmurką”, tyle, że jesienne, to OK, spartańskie warunki nikogo nie dziwią; zdarzyło mi się już oglądać filmy na trawnikach czy na molo w Darłowie. Skoro jednak chodziło o zwrócenie uwagi na szerszy problem, to naprawdę można było to lepiej zorganizować. Żałuję, bo temat jest mi bliski – ale samo zaakcentowanie „brakuje kin studyjnych, więc kino jest bezdomne” to płytkie spostrzeżenie. Fajnie byłoby połączyć seans z jakąś dyskusją – z właścicielami ostatniego kina, przedstawicielami instytucji kultury albo z filmoznawcami (jest ich paru na toruńskim uniwersytecie). Albo przynajmniej – z ciekawym artykułem na ten temat, reportażem o dawnych kinach Bydgoszczy i Torunia.  
Tymczasem zaangażowanie się w problem kin studyjnych polegało na tym, że dwóch chłopaków  z B61 stanęło przed widzami i obwieściło, że zaraz odbędzie się seans związany z upadkiem kin w regionie. Hmm... 
Jestem zawiedziona, bo liczyłam na naprawdę ciekawe wydarzenie – a w tej chwili trudno mi powiedzieć, do kogo w ogóle było adresowane. Powiem inaczej – czułam się tak, jakbym znalazła się w przypadkowym miejscu tylko po to, by swoją obecnością przypieczętować punkt w portfolio grupy artystycznej ;-)
Po powrocie do domu R. i ja usiedliśmy na kanapie, zakopaliśmy się pod kocem i obejrzeliśmy film. I mam wrażenie, że nasz seans był bliższy idei kin studyjnych, niż artystyczna akcja. Ot, prosta projekcja – bez luksusów, ale i bez wielkiej filozofii – pozwalająca zwyczajnie cieszyć się kinem.

26 komentarzy:

  1. Ja byłam na innym seansie, ale wrażenia podobne. Słabo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei cały czas czekam na poważne potraktowanie tematu np. poprzez podanie przykładów działających, rentownych kin studyjnych, a przy okazji recepty na sukces. Fani tradycyjnego kina uważają w swojej romantycznej wizji, że to multipleksy zabiją mniejsze kina. A może problem jest gdzie indziej? Może nie ma już wystarczającej liczby chętnych widzów? Może za mało się robi żeby ich przyciągnąć?

    Nie znam branży kinowej od kuchni, ale czy tak trudno jest w 200 tys. mieście (gdzie mieszka ok. 30 tys. studentów-wykształciuchów)zapełnić salę małego kina? Nie wydaje mi się to dużym wyzwaniem. Rzecz w tym żeby znaleźć grupę docelową, na bieżąco informować o repertuarze, zadbać o produkt - wyróżnić się, być może postawić na specjalizację. Kino CSW (choć oczywiście nie działa na zasadach rynkowych i filmy puszcza z DVD:)) pokazuje, że można zaproponować ludziom ciekawy program.

    Zachęcam do lektury art. z Polityki: http://www.tinyurl.pl?Ulald0eN

    "Wyświetlanie filmów niszowych jest w dużej mierze „sponsorowane” przez pokazy hollywoodzkich hitów (...) Na tych filmach zarabia się najwięcej. Raz w miesiącu emitowany jest współczesny film hiszpański. Bogaty i niebanalny repertuar przyciąga widownię. Kino zarabia na siebie."

    OdpowiedzUsuń
  3. Update: gdzieś wyczytałem, że koszt licencji DVD na jeden seans to 250 zł brutto, a taśmy 400 zł. To już pokazuje jaką frekwencję trzeba zapewnić. Do tego czynsz, koszty marketingu i robi się niewesoło... A zakładam przejęcie budynku przystosowanego do tej działalności (czyli koszty wyposażenia bliskie zero) i pracę własną przy seansach.

    Przy średnio dwóch seansach dziennie, cenie 12 zł za bilet, średnia frekwencja powinna wynosić 50 osób. Wtedy DOPIERO wyjdziemy na zero.

    Zainteresowanych zachęcam jednak do rozpoczęcia od własnego biznesplanu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Robert, świetny pomysł - z przyjemnością posłuchałabym ludzi, którym - mimo zalewu multipleksów - udaje się utrzymać kino studyjne. Wiemy przecież, że takie przypadki istnieją (dzięki za link).

    Przypomina mi się zresztą historia toruńskiego "Naszego Kina", które dopiero co upadło. Nigdy nie było tam tłumów, ale przez ostatnie lata liczba widzów tylko topniała. Pamiętam jednak, że uderzał mnie brak jakichkolwiek działań promocyjnych - w regionie rozkwitały multipleksy, a Nasze Kino pozostawało bez zmian. Nie inwestowano w objazdowe festiwale filmowe (jak choćby Sputnik nad Polską, który właśnie trafił do Kina Centrum), nie organizowano DKF-ów czy wykładów. Myślę, że można było choćby uatrakcyjnić stronę internetową, włączyć w jej działanie widzów - bez wielkich kosztów, po prostu - z zaangażowaniem.

    Jestem ciekawa opinii ludzi z innych miast - czy odwiedzacie jeszcze kina studyjne? Jeśli tak, to co Was do nich przyciąga - repertuar, kameralność, ceny?
    Jeśli nie, co Was odstrasza?

    OdpowiedzUsuń
  5. Cenny cytat z artykułu z Polityki - babka, która z sukcesem prowadzi kino studyjne w Krakowie, mówi:

    "Multikino nie pojawia się z dnia na dzień. (...) Jeżeli kiniarz nie zacznie działać, tylko wciąż będzie ograniczał się do powieszenia plakatu w gablocie i otworzenia drzwi, to w pewnej chwil będzie za późno."

    Myślę, że w tym tkwi szkopuł - niektórzy właściciele małych kin nawet nie próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem niestety małe kina należą już do przeszłości. Istnieją wprawdzie pojedyncze wyjątki, ale zauważcie, że one przyciągają widza dodatkowymi atrakcjami.

    Osobiście nie chodzę do kin studyjnych już nawet z sentymentu. Jestem kinomanką, ale wolę rozkoszować się dobrym filmem w wygodnym fotelu, bez hałasów z zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tyle, że dobre filmy często w multipleksach się nie pojawiają :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się, a jeśli już trafi się jakiś ambitny film to wyświetlany jest krótko, dlatego ja chodzę do Charliego. To przykład kina studyjnego, który doskonale radzi sobie z konkurencją łódzkich multipleksów. Lubię go za ambitny i różnorodny repertuar, atmosferę – miło jest wypić kawę przed seansem w kinowej kawiarence i ciekawe imprezy, które organizuje lub którym patronuje: wystawy, pokazy plenerowe, a także w tramwaju, filmowe festiwale i przeglądy, jak np. niedawno zakończone forum kina europejskiej „CINERGIA” i wiele innych.

    Trzeba przyznać, że właściciele dobrze wiedzą, jak przyciągnąć młodych ludzi i dość często organizują rożne akcje promocyjne. Świetny pomysł to „Filmowe indeksy”, dzięki którym studenci mogą chodzić na niektóre filmy za darmo lub ze sporą zniżką. W projekt zaangażowały się wszystkie łódzkie uczelnie. Na tańsze bilety mogą również liczyć posiadacze „migawek”– to akcja zorganizowana niedawno wspólnie z MPK.

    W Łodzi mamy jeszcze kino studyjne CYTRYNA – obecnie Centrum Sztuki Uniwersytetu Łódzkiego, które może nie radzi sobie tak dobrze jak Charlie, ale również przyciąga ciekawym repertuarem, przeglądami filmowymi i fajnymi akcjami promocyjnymi. Sukces zależy od pomysłowości i zaangażowania właścicieli.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja kiedyś chodziłem do Kameralnego w Gdańsku, ale niestety - "kameralna" została w nim już tylko nazwa, reszta jest zwyczajnie stara :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jagodzianko, w moim przypadku - a widzę, że i innych komentujących - odwiedzanie multipleksów oznaczałoby ograniczenie repertuaru o 90% ;-) Bo owszem, dobre filmy się tam zdarzają, ale - jak napisał wyżej Anonimowy - wpadają na ekran na chwilę, często w postaci pojedynczych seansów. A wielu ciekawych premier - zwłaszcza nieamerykańskich - nie ma wcale.

    Anonimowy, podpisuję się pod Twoją wypowiedzią obiema rękami :-) Nie tylko dlatego, że zdarzyło mi się być w Charliem, ale przede wszystkim - w temacie pomysłu na biznes kinowy. Akcje z uczelniami czy MPK, o których piszesz, to rewelacyjny pomysł - a nie wymaga przecież wielkich nakładów finansowych ani ogólnopolskich kampanii na miarę multipleksu.

    Dex, zdarzyło mi się być w Kameralnym w Gdańsku i wspominam je mile. Wybrzydzasz ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Byłam w piątek w Kinie Bezdomnym i podobało mi się. Owszem było zimno - ale był też klimat.

    To po prostu było skromne, artystyczne wydarzenie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy, skromne - owszem, ale dlaczego artystyczne? :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Do kin studyjnych chodzę często, głownie ze względu na repertuar, ale lubię też kameralność i brak nachos :) (czy ktoś jest w stanie siedzieć 2 godziny z zapachem nachos z sosem serowym obok i skupić się na filmie, a nie na duszeniu się?)
    Jeśli chodzi o promocję - większość kin studyjnych do których chodzę wpadła choćby na tak prosty krok, jak założenie swojego profilu na facebooku. Dzięki temu dostaję na bieżąco informacje o tym jakie filmy są aktualnie wyświetlane i już dużo razy wybrałam się do takiego kina bez planowania tego wcześniej - bo po prostu zobaczyłam nagle tytuł, który mnie interesuje. Gdyby nie to, pewnie chodziłabym o połowę rzadziej - nie myślałabym codziennie o tym, żeby sprawdzić co akurat tego dnia jest w kinach.
    Poza tym filmy często wyświetlane są z pomysłem - nie po prostu "bierzemy fajny film i go puszczamy" ale "skoro znaleźliśmy fajny film, to poszukajmy innych tego typu i zróbmy z tego mini-festiwal". Wtedy zazwyczaj idę do kina nie raz, ale kilka.
    Sposobem na przyciągnięcie klientów jest też atrakcyjna cena - np. Luna (piszę cały czas o warszawskich kinach studyjnych, w innych miastach byłam w kilku, ale nie wiem jak funkcjonują) ma poniedziałki za 7 zł (nie tak dawno temu 5 zł) i zazwyczaj w poniedziałki są największe tłumy. Nie wiem czy tak dużo ludzi przychodziłoby gdyby seanse zawsze były po 7 zł, czy też właśnie na ludzi działa raczej "patrzcie jaka okazja, nie można przegapić!".
    Mam wrażenie, że w Warszawie kina studyjne radzą sobie nie najgorzej. Większość z nich robi coś więcej niż powieszenie plakatu i czekanie aż widz sam się zjawi i chyba wychodzą na tym nieźle.

    OdpowiedzUsuń
  14. Artystyczne - bo miało swój klimacik właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. A co powiecie na to:
    http://news.uk.msn.com/photos/week-in-pictures/photos.aspx?cp-documentid=155350873&page=20
    Ja zawsze lubiłam chodzić do Żaka w Gdańsku, ze względu na repertuar, ale też względną wygodę, natomiast parę razy skusiłam się na filmy w sopockiej Polonii i zawsze myślałam, że nie wysiedzę (zimno, niewygodnie, skrzypiące krzesła, smrodek pleśni), tak samo w Stoczni Gdańskiej, gdzie nie byłam na filmie (ale wiem, że były tam wyświetlane) tylko na musicalu Rent (choć to akurat miało niezły klimat, pasujący do tematyki), ale zamarzaliśmy, niektórzy siedzieli w śpiworach.
    Natomiast jestem w stanie znieść niewygodę i chłodek letnich nocy w kinach plenerowych, na Monciaku, przed Uniwerkiem w Gdańsku, na Gdyńskiej plaży, czy wiele lat temu (95-6,7?) na Małym Rynku w Kazimierzu nad Wisłą, ale to inna bajka:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Malino, ciekawe to kino ściśle tajne :-) Podoba mi się pomysł zapraszania na tajemniczy seans - jedynie z wytycznymi co do stroju.

    Skoro na "Lot nad kukułczym gniazdem" należało włożyć szlafroki, to np. na "Psychozę" przyjść jedynie w ręcznikach? :-)

    Może pomyślę o takich seansach w domu. Łatwiej namówić znajomych, by przyszli w negliżu na kameralną projekcję, niż do kina ;-)

    OdpowiedzUsuń
  17. "Potwory wchodzą do wody, potwory wychodzą z wody..."
    (nie chce mi się logować)
    Arek - podpisano jako:
    Jako Jedno Ze Zwierząt Co Gwiazd Nie Widzi

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja myślę że jesteś chora psychicznie, czepiasz się wszystkiego, jesteś brzydka i wredna.
    Będziesz biedna a mąż będzie Cię bił :)

    OdpowiedzUsuń
  19. skoro zapłaciłaś za bilet 3 złote, to nie wybrzydzaj ale ciesz się że mogłaś zobaczyć dobry film :)

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja podpisuję się obiema rękami pod notką ewenement. Te projekcje to niestety była porażka. I chętnie zapłaciłabym więcej za bilet - byle całość była fajnie zorganizowana.

    OdpowiedzUsuń
  21. Anonimowy, to serio? Myślisz, że autorka jest chora psychicznie? To może trzeba jej pomóc, bo ja wiem - zabić zanim ona zabije? Przywiązać do kaloryfera albo chociaż oczy wydłubać zaostrzonym kijkiem, żeby komu zła nie wyrządziła tym swoim nieodpowiedzialnym i wariackim pisaniem? Myślę, że trzeba się spieszyć, że czas jest bardzo ważny, tu liczy się każda sekunda. Dzięki Bogu i dzięki Tobie (a może w odwrotnej kolejności?..) otworzyły się moje oczy i dostrzegłem zagrożenie. Jeszcze raz serdecznie dziękuję. Wariatom mówimy: NIE!
    ps. co do bicia męża, to sądzę, że jako osoba stanowczo obłąkana, to ona będzie bić tego biednego męża, wiesz, wariaci tak maja, że wciąż napierdalają...

    OdpowiedzUsuń
  22. Haha, Anonimowy - błyskotliwa analiza!:)
    Widać, że wnikliwie przeczytałeś(aś) tekst autorki.

    Normalnie, jak napisał Arek, dzięki za oświecenie;-)

    OdpowiedzUsuń
  23. O rany, ileż emocji ;-)

    Anonimowy i Ewo (piszę łącznie, bo widzę, żeście jednym komputerem;-), gratuluję przenikliwości! I wyrafinowania - na pewno obrażając mnie, zachęcicie więcej osób do pójścia na Kino bezdomne ;-)

    Missy, przyznam, że ja też byłabym gotowa zapłacić więcej - a wziąć udział w bardziej rozbudowanej akcji. Kto wie, może przy kolejnym seansie? Planowany jest podobno w bydgoskim Kinie Pomorzanin.

    Arku, słuszna uwaga - jako ewidentny oszołom, to ja będę agresorem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  24. Zawsze zaskakują mnie ludzie, którzy bronią jakiejś koncepcji, wściekle wyzywając innych:-))

    Jestem z innego miasta i po notce ewenement pomyślałem, że Instytut B61 to rzecz godna uwagi - i że warto przyjrzeć się jego działaniom.
    Po komentarzu Anonimowego stwierdziłem, że skoro walczą o niego takie oszołomy, to.. lepiej być ostrożnym ;-))

    A szkoda - ewe. podsunęła tyle pomysłów, że gdyby pojawił się tu _sensowny_ przedstawiciel Instytutu, mogłaby się wywiązać fajna rozmowa.

    OdpowiedzUsuń
  25. Kino bezdomne było kwintesencją tego, co jest plagą podobnych imprez - zalążek pomysłu, minimalne środki, pospolite ruszenie grupki znajomych - na zasadzie "jakoś to będzie, przecież chcemy dobrze" i mizerny rezultat.

    Ironiczny protest przeciwko wypieraniu kin studyjnych przez multipleksy - jakim zapewne miało być KB - osiąga zgoła odwrotny efekt. Jak słusznie zauważa "Kieszeń i Ocean", KB potwierdziło jedynie najgorsze stereotypy dotyczące kin studyjnych - zimno, smród stęchlizny, szwankujący dźwięk, a dodatkowo przeciąg sprawiający, że prześcieradło określane przez niektórych ekranem, łopocze na wietrze, niczym flaga.

    Odnoszę wrażenie, że cały projekt powstał w wyniku niezobowiązującej rozmowy grupki znajomych, która postanowiła zorganizować Wydarzenie Artystyczne. Rozmowy, w której niestety nikt nie odważył się zauważyć, ze inicjatywa jest pozbawiona większego sensu. Znane porzekadło Zwolenników Jezusa: "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane" mogłoby być mottem KB. Mimo smutnego losu Naszego Kina wierzę, że istnieje w Polsce przestrzeń na kina studyjne. Kluczem do sukcesu jest w tym wypadku utrzymywanie niełatwej równowagi pomiędzy komercją a "misją", a także dbanie o małe, ale istotne szczególiki odróżniające kina od zautmatyzowanych multipleksów (np wypieki w charakterze przekąsek). Dzięki temu seans kinowy może być równie komfortowy, jak ten oglądany z domoweg fotela.

    Zamiast tego był klimacik, zimno, ciemno, ale fajnie, bo kultura je wysoka.

    OdpowiedzUsuń
  26. Podpisuję się obiema rękoma (a może rękami?) pod rzetelnymi komentarzami odnośnie Kina Bezdomnego. Byłam, przeżyłam,wszystko się zgadza: pomysł fajny, wykonanie złe. Zupełnie nie wiem, jak można wynieść jakiekolwiek wrażenia artystyczne z tak zorganizowanego seansu. Ja wyniosłam jedynie ciało przemarznięte do szpiku kości. Może następnym razem należałoby jakoś ostrzec potencjalnych widzów, na przykład na bilecie napisać o konieczności zabrania wyjątkowo ciepłego ubrania? Ja również, tak jak niektórzy z komentujących, bez problemu zaakceptowałabym wyższą cenę biletu w zamian za odrobinę więcej wysiłku ze strony organizatorów. Podobno wiosną planowana jest kolejna akcja pod hasłem Kino Bezdomne. Mam nadzieję, że tym razem wypadnie to lepiej.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.