poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Żyć dalej w swoim mieszkaniu

Jedną z rzeczy, którą lubię w wywiadach z Woodym Allenem*, jest jego dystans do własnej twórczości – dobre samopoczucie, nieuzależnione nadmiernie od recenzji krytyków, i przekonanie, że w robieniu filmów najważniejszy jest nie wkład w historię światowej kinematografii, lecz – osobista przyjemność twórczego działania. I jasne, nie ma gwarancji, że to autentyczna postawa, a nie np. starannie wypracowane i stosowane przez lata zagranie PR-owe, ale wątek ten powraca w wielu wypowiedziach reżysera i często przemawia mi do wyobraźni.
Dlaczego? Bo bardzo podoba mi się stąpanie mocno po ziemi, mimo oczywistych ambicji – chętnie nauczyłabym się działania bez myślenia o rezultatach, pozbyła czasem niektórych aspiracji (zawodowych, twórczych, osobistych...). Ot, by cieszyć się tym, co robię _w trakcie_, dla samej przyjemności wykonywania jakiejś czynności – a nie z półświadomą myślą, co może mi to przynieść potem, gdy już osiągnę mistrzostwo świata w danej dziedzinie ;-) By nie myśleć, że koniecznie i bezapelacyjnie muszę być najlepszym Dyrektorem Kreatywnym świata**, najlepszą blogerką świata, najbardziej zaangażowaną Lobbystką, napisać najbardziej błyskotliwy artykuł na konferencję, najwyżej utrzymać nogę na jodze i w ogóle wszystko naj ;-)

Dodam dla ścisłości, nie sądzę, by moim problemem była chorobliwa ambicja. Po prostu, z racji tego, że zajmuję się wieloma sprawami, czasem mam wrażenie, że ląduję w krzyżowym ogniu różnych aspiracji. I dlatego chciałabym wszczepić sobie przekonanie, że nie wszystko, co robię, muszę robić najlepiej jak potrafię. Nie we wszystkim mogę – i w ogóle chcę!
(tak na chłodno, to potrafię to wyartykułować ;-) – być najlepsza. Zwyczajnie, nie ma takiej możliwości. Ani potrzeby.

Allen w niemal każdym wywiadzie, w którym pada pytanie o jego stosunek do publiczności, deklaruje, że owszem, cieszy go np. zamiłowanie tłumów do Annie Hall, satysfakcjonują wyniki finansowe Match point, ale trudno opierać na tym swoją samoocenę, skoro porażek – zarówno kasowych, jak i artystycznych – było tyle, co sukcesów. Nie łudzi się, jak twierdzi, że wprowadzi rewolucję w kinie – zwyczajnie poświęca czas temu, co sprawia mu radość:

Z wiekiem pojawia się w komentarzach na temat mojej osoby słowo "dziedzictwo", ale ja osobiście nie jestem zainteresowany żadnym dziedzictwem, ponieważ mocno wierzę w to, że nazwanie pośmiertnie ulicy czyimś imieniem w żadnym stopniu nie poprawia jego metabolizmu. Wiem, co się stało z Rembrandtem, Platonem i tymi wszystkim sympatycznymi ludźmi. Po prostu sobie leżą. [...] Nie, żebym myślał, iż zupełnie nie mam talentu, ale nie mam go w wystarczającej ilości, by sprawił, aby moja krew zaczęła krążyć przezwyciężając
rigor mortis. Zatem dziedzictwo tak naprawdę nic nie znaczy. Najlepiej wyrażam to w swej myśli: "Zamiast żyć w sercach i umysłach swoich bliźnich, wolałbym żyć dalej w swoim mieszkaniu". [źródło: W. Allen. O sobie samym. Rozmawia Eric Lax].

Podobne uwagi pojawiają się choćby w świeżym wywiadzie dla Twojego stylu, i serio, w niemal każdej wnikliwszej rozmowie z reżyserem, jaką dane mi było czytać czy słyszeć Dystans prowadzi zresztą do zabawnych rezultatów, bo – zwróćcie uwagę – w różnych wywiadach, spytany o swoje najbardziej udane dzieła, Allen wymienia różne tytuły ;-) Niemniej, lubię to trzeźwe, pozbawione pretensji podejście do twórczych aspiracji, które każe cieszyć się życiem i czerpać przyjemność zwyczajnie. z ciekawej pracy – zamiast zawracać sobie głowę potencjalną reakcją na nasze działania czy możliwymi sukcesami.

To wszystko niby oczywistość, ale czasami warto napisać to sobie dużymi literami...  Co zresztą właśnie robię – nie bez znaczenia jest fakt, że pracuję w tej chwili nad kolejnym artykułem konferencyjnym ;-) Na zakończenie ostatni cytat Allena, mój faworyt od lat:

Nie mam ambicji osiągnąć nieśmiertelności przez swoje dzieła. Wolałbym ją osiągnąć, nie umierając.

Czego Wam i sobie życzę ;-)
Ilustracja Madeleine Stamer, projektantki i właścicielki sklepu Little Circus Design.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
* Wiele rzeczy lubię w jego filmach i książkach, ale w wywiadach – stosunkowo mało.
** Zwykle zmienia mi się tylko to, czy chcę być bardziej dyrektorem, czy – bardziej kreatywnym ;-)

P.S. A rozmowy Erica Laxa z Allenem polecam, ale chyba głównie wielbicielom Allena. Dla mnie były frapujące, bo zawierają wiele smaczków związanych z realizacją filmów; reżyser z dużą drobiazgowością opowiada o swoich źródłach inspiracji, współpracy z aktorami itp. Nie jestem jednak przekonana, czy dla osób spoza grona allenoholików te 500 stron zwierzeń będzie porywających ;-)


12 komentarzy:

  1. Hahahha, świetne to o życiu w sercach i umysłach bliźnich:)))

    A Tobie, ewenemenecie, życzę powodzenia! We wszystkim. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupełnie jakbym czytała o sobie... Przemawia do wyobraźni:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooj, rozumiem Cię - sama nieraz zmagam się z podobnymi myślami. Nie wiem czy ten ciężar ambicji nie jest charakterystyczny dla kobiet... Zastanawiam się czy któryś ze znanych mi mężczyzn by się z tym zidentyfikował.

    Tak czy owak, przesyłam serdeczne myśli. I pamiętaj: nie musisz być naj:)

    OdpowiedzUsuń
  4. to też jego: "Moje życie jest żałosne. Ostatni raz byłem w kobiecie zwiedzając Statuę Wolności". :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ;-) Ciekawe ile osób, z "chorobliwymi ambicjami", jest w stanie publicznie przyznać się do tego, że napędzają je właśnie "chorobliwe ambicje"?
    Jagodzianko, problem jest chyba ponadpłciowy, tak przynajmniej sądzę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ładna notka.

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja życzę Ci, panno ewenement, równowagi między aspiracjami i kojącego spokoju. Ale też nie gasnącej ciekawości świata, żebyś mogła nadal dzielić się z nami swoimi odkryciami:) Trafiłem tu całkiem niedawno i mój apetyt dopiero się rozkręca:)

    I jako mężczyzna potwierdzam: rozumiem Twoje dylematy (więc są one zdecydowanie unisex;) Sam łapię się np. na tym że robię zdjęcia..i nie jestem pewien czy jeszcze dla siebie i dla własnej przyjemności (która kazała mi zająć się fotografią), czy już z nadzieją, że spełnię czyjeś oczekiwania albo dostanę się na strony wymarzonej gazety. Ech.

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam to z autopsji. Mam w sobie ciągły syndrom hamowania i sprowadzania się na ziemię- czasem nawet skutecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za wszystkie komentarze.

    Pomylone gary, ja lubię jeszcze: "Fakt, że jestem paranoikiem nie oznacza jeszcze, że cały świat nie sprzysiągł się przeciwko mnie";-) Polecam też zestawienie tutaj:
    http://www.woodyallen.art.pl/cytaty.php

    OdpowiedzUsuń
  10. Na te ksiazke mam ochote od dluzszego juz czasu a teraz mam jeszcze wieksza... :-) lubie go...

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny tekst.
    zbyt dużo ambicji nie tylko odbiera radość z tu i teraz, ale często w ogóle blokuje działanie (skoro nie uczyni mnie to nieśmiertelnym, to po co w ogóle się za to brać;))

    OdpowiedzUsuń
  12. Luizo, ostatnie zdanie - otóż to :-)

    Dzięki za miłe słowa!

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.