środa, 27 kwietnia 2011

Śnij, że wszystko będzie dobrze

W gąszczu poświątecznych zajęć i natrętnych myśli – dygresja kinowa. Tytuły prosto z afisza naszych wieczornych seansów: Wszystko będzie dobrze Tomasza Wiszniewskiego oraz Incepcja Christophera Nolana. Oba filmy stanowczo niepremierowe – pierwszy pochodzi z 2007 roku, drugi – z 2010.
Wszystko będzie dobrze sympatyczne, chwilami nieco przewidywalne i rzewne, ale z pewnością nie pozbawione wdzięku. No i wielkie gratulacje dla Wiszniewskiego za wyłowienie Adama Werstaka (odtwórca pierwszoplanowej roli – chłopca, który wyrusza w bieg do Częstochowy w intencji przywrócenia jego matce zdrowia). Rzadko widuje się w polskim kinie dziecięcych aktorów obdarzonych podobnym talentem i naturalnością – analogiczne wrażenie miałam chyba tylko przy Weiserze, lata temu... Przyznam też, że Werstak przypominał mi nieco Jamiego Bella, odtwórcę tytułowej roli w filmie Billy Elliot, do którego mam ogromną słabość – więc tym bardziej pozytywnie zapisał mi się (Werstak, nie Billy tym razem) w pamięci. Aha, kolejny plus to Robert Więckiewicz, którego wielbicielką jestem od dawna – i którego cenię za różnorodność ekranowych wcieleń, w przeciwieństwie np. do Borysa Szyca.
Incepcja natomiast dość wciągająca, sprawnie zrealizowana, stosownie do tematyki – zapętlona, jednak rozważania na temat cudów, jakie można powoływać do życia podczas snu, skłaniały nas z R. głównie do... wypróbowania tych cudów we własnym śnie ;-) Na marginesie, przy tym tytule znów wypłynie wątek moich aktorskich sympatii, bo w Incepcji z radością zobaczyłam Ellen Page, która zachwyciła mnie w Juno (zdecydowanie polecam Juno, w Incepcji jej rola okazała się raczej bezbarwna) oraz Josepha Gordona-Levitta, którego kojarzyłam sprzed lat z serialu... Trzecia planeta od słońca ;-) U Nolana spisał się nieźle, jestem ciekawa jego dalszych kinowych wcieleń. Żałuję natomiast, że większego pola do popisu nie miała Marion Cotillard, którą ubóstwiam od czasu jej roli Edith Piaf w Niczego nie żałuję.

Cóż, z zapisu filmowych wrażeń zrobił się przegląd aktorskich kreacji. Z przyjemnością wybrałabym się teraz na jakiś film, którego fabuła pochłonie mnie bez reszty, pożre na dwie godziny moją uwagę i pozwoli zapomnieć o całym świecie... Możecie coś polecić? Może być na nieco mniej niż dwie godziny ;-)
Tymczasem na zakończenie, w ramach pogodnego akcentu, radosna Marion.

3 komentarze:

  1. Joseph Gordon-Levitt zaliczył bardzo udany występ w "Mysterious skin". Film przejmujący, nie łatwy, chwilami wręcz drastyczny, ale z czystym sumieniem polecam, bo to kawałek bardzo dobrego kina (ze znakomitymi zdjęciami w dodatku).

    OdpowiedzUsuń
  2. Zosik, dzięki za inspirację - na pewno rozejrzę się za tym filmem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och tak, "Niczego nie żałuję" to było coś!

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.