Split, drugie co do wielkości miasto w Chorwacji, znane jest przede wszystkim dzięki ruinom pałacu Dioklecjana – rzymskiej budowli z przełomu III i IV w. n.e. Rzeczywiście, uliczki wiodące szlakiem dawnych pałacowych korytarzy tworzą wyjątkową atmosferę miasta.
Snując dziś marzenia o tegorocznym urlopie, wspominałam nasze spacery po stolicy Dalmacji. I nabrałam ochoty, by przypomnieć sobie, że Split ma nie tylko kolor piaskowca... Poniżej więc kilka barwnych kadrów, a między nimi – akcent całkiem monochromatyczny.
A tym, którzy wolą mniej intensywne odcienie, polecam spojrzenie przez okna Trogiru. Do usłyszenia!
P.S. A'propos zdjęć – byłam ostatnio świadkiem zabawnej sytuacji. Grupka nastolatków wygłupiała się na przystanku – jedna z dziewczyn cały czas pstrykała zdjęcia komórką. Nagle kolega podał jej swój aparat – lustrzankę:
Kolega: Masz, zrób moim!
Dziewczyna (chwyta aparat i próbuje zrobić zdjęcie, patrząc na wyświetlacz): Ty, coś nie tak... Nic się nie wyświetla!
Kolega: No tu się nie wyświetla...
Dziewczyna: Jak nie, oglądaliśmy zdjęcia przed chwilą!
Kolega: Ale jak robisz, to się nie wyświetla, wyświetla się później. Teraz musisz patrzeć przez to okienko... (pokazuje).
Dziewczyna: Ale jak, tak trzymać przy oku? Przecież to niewygodne!
Serio. Nowe czasy, proszę państwa ;-)
Snując dziś marzenia o tegorocznym urlopie, wspominałam nasze spacery po stolicy Dalmacji. I nabrałam ochoty, by przypomnieć sobie, że Split ma nie tylko kolor piaskowca... Poniżej więc kilka barwnych kadrów, a między nimi – akcent całkiem monochromatyczny.
A tym, którzy wolą mniej intensywne odcienie, polecam spojrzenie przez okna Trogiru. Do usłyszenia!
P.S. A'propos zdjęć – byłam ostatnio świadkiem zabawnej sytuacji. Grupka nastolatków wygłupiała się na przystanku – jedna z dziewczyn cały czas pstrykała zdjęcia komórką. Nagle kolega podał jej swój aparat – lustrzankę:
Kolega: Masz, zrób moim!
Dziewczyna (chwyta aparat i próbuje zrobić zdjęcie, patrząc na wyświetlacz): Ty, coś nie tak... Nic się nie wyświetla!
Kolega: No tu się nie wyświetla...
Dziewczyna: Jak nie, oglądaliśmy zdjęcia przed chwilą!
Kolega: Ale jak robisz, to się nie wyświetla, wyświetla się później. Teraz musisz patrzeć przez to okienko... (pokazuje).
Dziewczyna: Ale jak, tak trzymać przy oku? Przecież to niewygodne!
Serio. Nowe czasy, proszę państwa ;-)
Tak nawiązując do Twojej historii ja dziś jadąc autobusem i patrząc na ludzi słuchających muzyki pomyślałam sobie o kasetach magnetofonowych, czy np. nastolatki wiedzą jeszcze co to jest, a że swoim dzieciom to już na pewno będę opowiadać jak to się kiedyś nagrywało piosenki z radia, a kasety miały "pojemność" 30, 60 i 90 minut, a one z okrągłymi oczami będą patrzeć na mnie i niedowierzać ;)
OdpowiedzUsuńycik
kolory Splitu piękne, mi się przypomniała inna historia, leciałyśmy z przyjaciółką do Chin i Indii parę late temu, wzięła swoją starą lustrzankę, kawał cegły, ale wychodzą piękne zdjęcia, zwłaszcza, jak ktoś wie jak się z nią obchodzić. Na lotnisku w Gdańsku miałyśmy całą szopkę z celnikami, nie chcieli nas wypuścić z aparatem, chcieli papierów od konserwatora zabytków...
OdpowiedzUsuńNa rynku są już lustrzanki z podglądem na żywo, więc niebawem obraz fotografa z aparatem przy oku w ogóle odejdzie w niepamięć;)
OdpowiedzUsuńMo-mo, nie wierzę, że odejdzie - robienie zdjęć przez podgląd na żywo jest równie lamerskie jak robienie zdjęć z góry czy w pozycji stojącej...
OdpowiedzUsuńJa zgubiłam ostatnio muszlę z naszej lustrzanki - ależ On się wściekał! Bo ja muszli nie używam, noszę okulary.
Ja jego... A ja tyle zdjęć zrobiłem w pozycji stojącej i w dodatku ludziom, którzy również stali. Lamerstwo - cokolwiek to jest - maksymalne. A jakie pozycje do robienia zdjęć lamerskie nie są, bo chciałbym trochę błędów późnej młodości naprawić, o ile to jest jeszcze możliwe?..
OdpowiedzUsuńHahaha, niezła historia z tym "przy oku to niewygodnie":))
OdpowiedzUsuńAle podobnie jak mysElf, myślę, że aparaty "bezpodglądowe" tak szybko nie znikną z fotograficznego pejzażu. Sama mam taki i sobie chwalę:)
Ycik, ja jestem ciekawa, czy nastolatki potrafią sobie wyobrazić, że aby przesłuchać kilkakrotnie ulubioną piosenkę, trzeba było przewijać taśmę i próbować na ślepo trafić w początek utworu;-) Ja do dziś mam w głowie parę piosenek Hey wraz z końcówką utworu przed i instrumentalnym intro piosenki po. I zawsze czuję się nieco zaskoczona, gdy słyszę te utwory w radiu bez "przyległości";-)
OdpowiedzUsuńMalino, cudna ta historia o zaświadczeniu konserwatora zabytków. I oczywiście zazdroszczę podróży do Chin i Indii:-) Dużo czasu tam spędziłyście?
OdpowiedzUsuńCo do zdjęć - nie podejmuję się przewidywania przyszłości fotografii;-), ale sama lubię robić zdjęcia bezpodglądowo. Przypomina mi się wtedy przyjemność zabawy z analogową lustrzanką (jedyną lustrzanką, jaką miałam do tej pory). Mmm... bezcenne wrażenia.
Ewenemencie, kiedyś jeździłam do Chin i do Indii regularnie, parę razy w roku, ze względu na pracę, a w Chinach potem mieszkałam. W Indiach nie widziałam wiele, bo zawsze tylko na kilka dni, po Chinach pojeździłam co nieco, ale ciągle mi mało:)
OdpowiedzUsuńMalino, dzięki za podzielenie się historią - i więcej Chin życzę w takim razie:-)
OdpowiedzUsuń