niedziela, 29 maja 2011

Pod ołowianym niebem

Złodziejka książek – pełna wdzięku powieść o Holokauście. To stwierdzenie wydaje się absurdalne, a jednak Markusowi Zusakowi udało się wykreować świat podszyty wojennym koszmarem i jednocześnie przepełniony ciepłymi uczuciami.

Tytułowa bohaterka to Liesel – dziewczynka żyjąca w hitlerowskich Niemczech. Na początku powieści dowiadujemy się, że dziesięciolatka – po dramatycznej podróży – trafiła do przybranej rodziny w Molching koło Monachium. Powieść opowiada o jej dzieciństwie pod dachem Rosy i Hansa Hubermannów – o koszmarach sennych, po których spokój potrafi przywrócić tylko Papa, o przyjaźni z chłopcem z sąsiedztwa, Rudym, o domowych (czy ściślej – piwnicznych) lekcjach czytania i pisania, o popołudniach spędzanych na grze w piłkę, wreszcie – o kształtującej się czytelniczej pasji. A jednocześnie – o konieczności wstąpienia przez Liesel do Bund Deutscher Mädel, o ulicy Schillerstrasse drodze żółtych gwiazd, znaczonej powybijanymi oknami i gwiazdami Dawida, czy o nauce, że piwnica może służyć nie tylko lekcjom literatury... Sama fabuła jest dość prosta, jednak sposób jej ujęcia sprawia, że oddajemy się tej historii bez reszty.

Oto bowiem narratorem Złodziejki Zusak czyni... śmierć. Życie Liesel zostaje przedstawione z perspektywy uczestnika naszych ostatnich dni (cytat z początku powieści: Drobna uwaga. Na pewno umrzecie), z punktu widzenia tego, dla którego ludobójstwo oznacza strasznie dużo roboty. Czyta się to znakomicie, bo język Markusa jest przystępny i prosty, ale przy tym – pełen subtelności.
Drugi oryginalny pomysł autora polega na tym, by śmierć – relacjonując rozmaite przypadki ze swojej pracy – zwracała zawsze uwagę na kolor nieba. Ludzie zauważają kolory dnia jedynie na jego początku i końcu, choć dla mnie jest oczywiste, że zmieniają się one z każdą chwilą (...). Mam taką pracę, że muszę to zauważać. [s. 10]. Każdemu przypadkowi śmierci w powieści towarzyszy więc precyzyjne określenie nieba – dzięki temu najkrwawsze sceny zyskują poetycką, nieco baśniową oprawę; dosadna scena morderstwa zostaje odrobinę odrealniona.

A może nie, może impresyjna łagodność opisów nieba nie szlifuje ostrych rysów wojennych zbrodni, ale obrazuje motyw, który przewija się przez całą opowieść – i zostaje zwerbalizowany słowami: [...] widzę, co w ludziach jest najlepszego i najgorszego. Widzę ich brzydotę i piękno i zastanawiam się, jak to możliwe, że te dwie rzeczy tak mocno ze sobą współistnieją. [s. 444]. Albo: [...] jakim sposobem te same rzeczy mogą się wydawać równie obrzydliwe i równie wspaniałe, dlaczego te same opowieści bywają równie wstrętne i równie cudowne [s. 495].


Postać śmierci jest ciekawa również o tyle, że pozwala sobie na wiele... humoru, autoironii i dystansu. Zusak świetnie igra tu z konwencją narratora – śmierć komentuje swoją rolę jako gawędziarza, drwi z wyobrażeń ludzi na jej temat  (Podoba mi się kosa. To naprawdę zabawne; s. 73), zdradza fakty, które mają mieć miejsce w przyszłości. Czasem dowcipnie, a czasem zdecydowanie gorzko, ocenia swój udział w krwawych historycznych wydarzeniach, np. Szczerze mówiąc (wiem, że strasznie się wyżalam), wciąż nie mogłem sobie emocjonalnie poradzić ze Stalinem, który pod hasłem drugiej rewolucji mordował swój własny naród. A po nim przyszedł Hitler. Powiadają, że wojna jest najlepszą przyjaciółką śmierci. Ja mam inne zdanie na ten temat. Dla mnie wojna jest jak nowy szef, który oczekuje niemożliwego. [s. 284]
Sam pisarz obsadzenie śmierci w roli narratora uzasadnia następująco: [...] pomyślałem: „Któż lepiej nadawałby się na narratora książki osadzonej w nazistowskich Niemczech?” Bądź co bądź, Śmierć w tym czasie była obecna wszędzie. Jednak prawdziwy przełom nastąpił, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że Śmierć powinna być wrażliwa, a nie makabryczna i wszechmocna. Pomyślałem: „A  gdyby tak Śmierć bała się ludzi?” [...] W końcu jest uprawniona do tego, by widzieć nasze wszystkie klęski i przerażające czyny, do jakich zdolni są ludzie. (cytat pochodzi z wywiadu na tej stronie – aby go przeczytać, musicie przewinąć stronę mocno w dół).

Złodziejkę czyta się błyskawicznie również dzięki dygresjom – wyjaśnienia niektórych niemieckich słów, „odautorskie" komentarze śmierci, lapidarne portrety postaci, odręczne szkice i notatki bohaterów – wszystko to urozmaica lekturę i nadaje Złodziejce nieco kolażowy charakter. Dodam, że te wtręty bardzo często są żartobliwe – śmierć lubuje się w, nie tylko czarnym, humorze ;-)

Powieść, mimo że osadzona w konkretnym środowisku, przy ubogiej Himmelstrasse (himmel oznacza niebo – znów powraca ten motyw), w domu obcesowej Rosy i życzliwego Papy – z żelazną dyscypliną Hitlerjugend i przerażającymi Marszami Żydów w tle, osnuta jest na uniwersalnych motywach. Dlatego, jak sądzę, tak porusza – bo doświadczenia przyjaźni, tęsknoty za bliskością czy niezgody na zastany porządek świata, są w jakiejś mierze znane nam wszystkim.

Trochę mglista mi wyszła ta recenzja, ale chciałam podzielić się z Wami tym, co urzekło mnie w Złodziejce, a jednocześnie nie zdradzać szczegółów akcji. W skrócie: serdecznie polecam tę powieść. Wiarygodna i przejmująca. Od pierwszej strony urzeka i porywa swoją słodko-gorzką tonacją. Dla zainteresowanych – strona internetowa Markusa.


P.S. Swoją drogą ciekawe, czy Złodziejka – powieść o potędze słów i o tym, jak stały się one narzędziem budowania totalitaryzmu – doczeka się kiedyś ekranizacji. Trudne zadanie, ale z pewnością intrygujące.

P.S.2 Widzę, że Blogger znów szaleje – pojawił się problem z dodawaniem komentarzy. Mam nadzieję, że wkrótce minie – póki co, nie znalazłam nigdzie podpowiedzi, jak go rozwiązać :-( Już jest OK, można komentować :-)

10 komentarzy:

  1. Puk, puk... Wygląda na to, że komentarze już działają!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna, wzruszająca książka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki za recenzje, ja jestem wlasnie w trakcie czytania... M

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamsan, mam nadzieję, że Ci się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już dawno żadna recenzja nie wpłynęła na mnie aż tak, żeby dosłownie zapragnąć książki, a tu proszę. "Już" jest, już się czyta. Ach..

    OdpowiedzUsuń
  6. No i skończone. Więc mnie miło podwójnie. I bardzo dziękuję za książkową inspirację.

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie jestem po lekturze "Złodziejki". Tu muszę zaznaczyć, iż czytam wszystko co przynosi mi ewenement - jak jak tą. Na razie trafia z wyborami w 100%. Narratorem "Złodziejki" jest śmierć, o czym łatwo w trakcie czytania zapomnieć. Jednak wraca jak to ona. Polecam, bo lektura wciąga od deski do deski(nie tej grobowej tym razem).
    P.S. Książkę niechętnie ale oddałam właścicielce :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Justynko (która wprawdzie teraz jest hen daleko, ale dopiero dotarłam do tego komentarza) - dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.