środa, 17 sierpnia 2011

Będąc młodym ewenementem

W poniedziałek byłam u rodziców. W czeluściach piwnicy, wśród stosów starych książek i naręczy zimowych butów, znalazłam walizkę moich dawnych pamiętników.

Wyszperałam najstarszy – pochodził z 1993 roku. Czyli z czasów, kiedy miałam 11 lat. Z pewnością nie jest to mój pierwszy pamiętnik, ale – jak zauważycie na obrazku – rozpoczynam go bardzo szumnie (skrupulatnie odnotowując godzinę). Pewnie dlatego, że był to jedyny notes odgórnie przeznaczony na dziennik – w końcu zawierał kłódkę (i pewnie dlatego, że godzina była tak imponująco późna). Oto więc moje życie sprzed ery bloga!

I cóż dzieje się w głowie 11-latki? Są ślady podziwu wobec starszego brata:

1 VII 93
Paweł miał dziś pierwszą wakacyjną przygodę. Chodził w gumowych laczkach i przez podeszwę wbił mu się gwóźdź w nogę. Leciała krew!

2 VII 93
Dziś mi wbił się gwóźdź w nogę. O godz. 18:15. Ale tylko zdarłam sobie skórę...


Są wątki miłosne – otóż podkochiwałam się wtedy w koledze z klasy, Łukaszu:

28 VIII 93
Cieszę się, że jak skończą się wakacje, spotkam się z Łukaszem. Mam w szafie kilka nowych ciuchów, np. sweter w parasolki. Mam nadzieję, że będę w nim fajnie wyglądać. Ale nie chodzi tylko o wygląd.


(Wiadomo, swetry w parasolki stymulują intelekt i wzbogacają życie duchowe!)

Są ślady rodzinnych dysput:
7 VII 93
Siedzę teraz na działce w świdośliwach i piszę, bo pokłóciłam się z Pawłem. Kazał mi na siebie mówić ZOMBI – to podobno oznacza „żywy trup”! Ale chyba to wymyślił.


Jest też dowód życia dzieci epoki deficytów:
5 XII 93
Jutro Mikołajki! Dziś przyszła do nas babcia i przyniosła 5 bananów, 2 kiwi, 1 grapefruita, 3 mandarynki i jedną czekoladę. Pycha! Teraz jemy i oglądamy Dnastię.

[pisownia
oczywiście oryginalna]

Zabawne są zmiany, jakie zachodzą w zapiskach w zależności od okoliczności. Otóż latem na działce spotykałam się z koleżanką, starszą o kilka lat, Sylwią. Sylwia pochodziła z Gorzowa Wielkopolskiego, miała opalone nogi, lubiła – jak odnotowałam w pamiętniku – piosenkę
Meloł, meloł dansing i bardzo często powtarzała co nie? Od momentu, gdy nowa postać pojawia się na horyzoncie, w pamiętniku nagle zamiast koleżanek występują kumpele, zamiast szkoły buda, a wpis wieńczy zdanie: Kończą się już wakacje. Szkoda, co nie?

Na zakończenie – pożegnalny okrzyk, zaczerpnięty z włoskiego!
W piwnicy rodziców przejrzałam też swoje późniejsze pamiętniki – z czasów liceum. I groza owładnęła mnie do tego stopnia, że... niniejszym dziękuję losowi, iż moja wczesna młodość przypadła na czasy bez internetu. W przeciwnym wypadku pewnie pisałabym bloga, a zapiski nastolatek – teraz wiem to na sto procent – stanowczo nie są rzeczą, którą warto się dzielić ze światem. Cział!

14 komentarzy:

  1. Ciekawy [żeby nie powiedzieć - fajny ;)] wpis. Ja do swoich pamiętników boję się zaglądać. A najbardziej właśnie do tych z czasów gimnzjalno-licealnych, kiedy to już przecież byłam taaaaka dorosła ;) Nie mniej jednak - szkoda, że odchodzi się od tej formy na rzecz wirtualnych pamiętników. W końcu, tak jak w przypadku książek, nie ma to jak to dotyk papieru i inne związane z tym szmery-bajery.. ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł na notkę. Aż mnie naszła ochota na wizytę w domowej piwnicy w poszukiwaniu starych pamiętników.
    Na początku przeczytałam, że Twój najstarszy pamiętnik pochodzi z 1933 roku i zamarłam zastanawiając się, ile musisz mieć lat :)

    A tekst ze sweterem w parasolki totalnie mnie rozwalił, rozczulił i w ogóle poniósł.

    No to cział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ się uśmiałam przy czytaniu tej notki....:) Sweter w parasolki jest najlepszy! A szanowny brat to widzę już za młodu lubił się nad Tobą znęcać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też jakiś czas temu, podczas wizyty u rodziców przeglądałam stare pamiętniki:) o Boże, Boże...co jednak było fajne, znalazłam też pudełka z listami od znajomych, listy miłosne od dawnych facetów, a teraz co tylko maile...A parasolki zdecydowanie najlepsze!
    cział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój najstarszy też jakoś z tych okolic - trzymam go na półce w pokoju, razem ze wszystkimi pozostałymi zeszytami.

    Czytałam namiętnie wszelkie książki w formie pamiętników i bardzo się inspirowałam najpierw bohaterką "Absolutnie zwyczajnego chaosu" (w tym okresie pojawiają się u mnie notki typu "nuuudy, uuupał", pisownia oryginalna), a później Emilką Starr z Księżycowego/Srebrnego Nowiu.

    Widzę, że Twoje inspiracje nieco inne miały źródło ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za wszystkie komentarze!

    Klaudio, ja przyznam, że poza blogiem wciąż prowadzę jakieś swoje zapiski - ale stanowczo nie jest to dziennik... kwartalnik co najwyżej ;-) Zwykle chęć na pisanie nachodzi mnie przy okazji stresującego/niecodziennego/druzgocącego wydarzenia... tudzież przy zakupie nowego swetra w parasolki ;-)

    Venila, gdybym się urodziła w 1922, moja młodość faktycznie, z dużym marginesem błędu, przypadłaby na czasy bez internetu :-)))

    Pozdrawiam wszystkie archiwistki dziewczęcych zapisków!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne, czytelnicy chcą więcej ;) !

    OdpowiedzUsuń
  8. o, tobie się to powinno spodobać: http://machinaczasu.pl/ :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha, ciekawe - oczywiście najbardziej podobają mi się te drobiazgowo rekonstruowane, które przypominają mi prace Werning:
    http://kieszeniejakocean.blogspot.com/2011/06/oh-i-believe-in-yesterday.html

    Te przypadkowo zestawione psują zabawę ;-)

    Dzięki za link!

    OdpowiedzUsuń
  10. no właśnie ta strona skojarzyła mi się z twoim wpisem- dlatego linkuję ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hahah, świetny jest ten wpis :))

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.