poniedziałek, 4 stycznia 2010

Chcecie bajki? Oto bajka...

...przedstawiamy Mikołajka! :-) W ramach noworocznego relaksu wybraliśmy się w piątkowy poranek (a konkretnie o 14:30;) na seans Mikołajka w reżyserii Laurenta Tirarda. Był to bodaj pierwszy dubbingowany film, który widziałam w kinie – i okazał się całkiem wdzięczny w odbiorze.
Książeczki duetu Sempe-Goscinny darzę dużą sympatią, z przyjemnością do nich wracam i chętnie sięgam po kolejne publikowane tomy (choć zastanawiam się czasem, ile jeszcze nowych, „cudem odnalezionych”, przygód Mikołajka szykuje dla nas wydawca ;-) Mimo że film jest mocno familijny w charakterze, adaptacja – jak zwykle – ma mniej uroku, niż pierwowzór literacki, a podłożone głosy z natury odbierają wdzięk (i dźwięk ;-) oryginalnej produkcji – Mikołajek okazał się sympatyczny. Fabuła, nawiązująca do różnych anegdot z opowiadań Goscinnego (głównie z tomu Nowe przygody Mikołajka), osnuta jest wokół jednego wątku – potencjalnego pojawienia się na świecie młodszego brata Mikołajka. Obawy głównego bohatera przed narodzinami dziecka, które skupi na sobie całą uwagę i miłość rodziców, stają się motywem napędowym akcji – i, jak się domyślacie, źródłem sporego zamieszania.

Mile zaskoczyła mnie obsada – poszczególni aktorzy świetnie wpisali się nie tylko w postaci literackie, ale i... w szkicowe portrety Sempego ;-) Mikołajek, a zwłaszcza „inne chłopaki”, w ujęciu Goscinnego są wyrazistymi, uosabiającymi bardzo konkretne cechy bohaterami – i na ekranie udało się z humorem zobrazować te typy. Żałuję tylko, że z ust Euzebiusza ani razu nie padła groźba „fangi w nos” – no bo co w końcu, kurczę blade!

Chłopców ogląda się jednak z przyjemnością – dla rozrywki rozpoznając w typach charakterologicznych Alcesta czy Ananiasza swoich przyjaciół ;-), a także zachwycając się urokliwymi zdjęciami (rumiane buzie i przejrzyste oczy dzieci wyglądają wprost
jak wyjęte z reklam kosmetyków Vichy ;-) Akcja filmu rozgrywa się w latach 50. – uroczo wyidealizowanych – dzięki czemu widzowie mogą rozkoszować się również widokiem fantastycznych samochodów. Nie zachęcam szczególnie żarliwie do wizyty w kinie (chyba że macie dzieci), ale jeśli w przyszłości natkniecie się na film Tirarda w telewizji (czy gdziekolwiek ;-), polecam rzucić okiem. Zwłaszcza na krótką scenkę badań lekarskich Ananiasza.

Najbardziej jednak zapadnie mi w pamięć czołówka filmu – bardzo zgrabna, bazująca na oryginalnych rysunkach Sempego, złożona w uroczą animację. Niestety, nie udało mi się wyszperać jej w sieci – ale kiedy tylko ją znajdę, dodam do notki. Do usłyszenia!
- - - - - - - - - - - - - - -
Suplement z 1.01.2011: Udało się! :-) Uroczą czołówkę filmu możecie obejrzeć tutaj – polecam!

2 komentarze:

  1. Groźby fangi w nos nie było, ale była sama fanga, no może nie fanga, ale tzw. liść :) Film bardzo przyjemny, bo przyjemnie ogląda się grę aktorów. Dubbing nie przeszkadza, a jest konieczny, ponieważ grupa docelowa miewa problemy z czytaniem:)

    R.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.