czwartek, 29 lipca 2010

Opowieść podręcznej

Babskie sprawy w Muzeum Etnograficznym okazały się tematem niezwykle rozległym – obejmującym kwestie kobiecej seksualności, wiejskich zwyczajów związanych z zamążpójściem, zatrważających przesądów dotyczących płodności, czy wreszcie – oskarżeń o czary. Znalazło się miejsce i na wycinek z historii mody, prezentujący kobiecą bieliznę z różnych epok (wierzcie mi, niektóre fasony majtek i biustonoszy potrafią zaskoczyć!).

Choć spotkanie trwało dość długo i naszemu – stłoczonemu na wąskich, drewnianych ławach – towarzystwu doskwierały już kręgosłupy i nogi (a niektórym – miejsca, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę), warto było wysłuchać tych eseistycznych opowieści o kobiecej codzienności z XVII, XVIII czy XIX wieku.

Komoda z damską bielizną.

Przodkowie majtek, z wiązaniem na brzuchu. Przyjrzyjcie się, a zobaczycie ogromne wycięcie – oczywiście służy higienie, tj. swobodzie zaspokajania potrzeb fizjologicznych.
Sceneria Etnoczwartku. Na krześle rozsznurowany gorset.
Prawidła. Dla Justyny :-)
Usłyszeliśmy wiele opowieści niemal anegdotycznych, dla współczesnych dziewcząt – niewyobrażalnych (np. recepty na przywrócenie menstruacji poprzez picie octu, w którym wcześniej wypłukano biedronki). Poznaliśmy szereg ludowych recept na niepłodność – lub praktyk z przeciwnego bieguna, służących rzekomo uniknięciu ciąży (nic prostszego – wystarczy ukryć pod łóżkiem gnijącą deskę, wyrwaną z trumny!). Długo można by opowiadać o obostrzeniach dotyczących życia kobiety w okresie połogu czy w czasie menstruacji (powiem w skrócie, że jeśli macie ogród z jabłonią lub gruszą, nie pozwalajcie kobiecie, która kwitnie, zbierać owoców ;-)
Również przesądów związanych z przyjściem na świat potomka obowiązywało na polskiej wsi wiele. Przykładowo – aby ulżyć w bólu rodzącej kobiecie, podawano jej szklankę wódki, w której pływało sześć świerszczy (wszystkie bezwarunkowo należało połknąć) albo wódkę z brudem, zebranym z trzech miejsc domu – stołu, kąta pokoju oraz progu.

Natomiast z kategorii Pielęgnacja urody mam dla Was zagadkę – jak myślicie, do czego służyło to narzędzie? :-)
Niestety, traktowanie ludowych zabobonów z beztroskim przymrużeniem oka nie wchodziło w grę. Ze wszystkich opowieści wyłaniał się obraz kobiety jako przedstawicielki niższego gatunku, ubezwłasnowolnionej, nie zasługującej na szacunek społeczny i pozbawionej możliwości stanowienia o swoim losie. Zmuszona do małżeństwa, wykonująca ciężką pracę fizyczną w domu i zagrodzie, wiejska gospodyni była dodatkowo obwiniana o każde niepowodzenie, które dotknęło jej rodziny.

Bezpłodność przypisywano wyłącznie kobiecie, przyjście na świat dziewczynki zamiast upragnionego potomka płci męskiej wynikało bezsprzecznie ze złej woli matki (jeden z przesądów głosił, że gdy kobieta podczas stosunku zachowuje się zbyt namiętnie, zwiększa szanse na poczęcie córki; tymczasem jeśli mężczyzna ma skutecznie spłodzić syna, winien skłonić żonę do współżycia przemocą). Klęska upraw mogła oznaczać związki kobiety z ciemnymi mocami lub wynikać z jej niewłaściwego zachowania w okresie nieczystości – natomiast wyjątkowo obfite plony sugerowały zastosowanie czarów i odebranie urodzaju sąsiadce... Do oskarżeń o czary prowadzić mogły zresztą całkowicie arbitralne przesłanki – poczynając od niewielkich defektów fizycznych czy jakiejkolwiek ułomności.

Nie zabrakło w wykładzie również elementów drastycznych, takich jak opis praktyki odmóżdżania noworodków, którym z powodu dużych główek trudno było przyjść na świat... I choć wiele aspektów życia kobiet na osiemnasto- czy dziewiętnastowiecznej wsi nie brzmiało zaskakująco – w końcu słyszeliśmy o nich wcześniej z różnych źródeł – to jednak warto było zatrzymać się na tę chwilę i wyobrazić sobie codzienność wiejskich gospodyń, matek piętnaściorga dzieci...

- - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tymczasem gdy wróciłam do domu, za oknem zaskoczył mnie taki widok:
Nie da się ukryć, pogoda w lipcu potrafi zrobić w balona ;-) Do usłyszenia!

P.S. Wiem, że ostatnio piszę codziennie, ale to już długo nie potrwa ;-)

12 komentarzy:

  1. Może słuchałem nieuważnie, ale chyba było mowa o szklance wódki ze świerszczami, bo przecież szklanki octu nikt by nie przeżył :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy. Ty nie wiesz co człowiek w chwilach depresji potrafi wypić. Co więcej, dla towarzystwa potrafi wypić jeszcze więcej. Najsmutniej gdy pije do lustra (ale wtedy jest sterylnie). Chyba, że masz na myśli sytuację gdy pije za zdrowie - no to wtedy nalewka ze świerszczy :) obowiązkowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy1 - być może pokręciłam, ale jestem pewna, że albo biedronki, albo świerszcze były w occie :-)

    Anonimowy2, pamiętaj o ewentualności, kiedy pije do lustra weneckiego, za którym są ludzie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli zdążyłaś zrobić zdjęcia tym fantastycznym balonom! Też Cię kusiło, żeby polecieć kiedyś takim wehikułem? Bo mnie bardzo. Pawła za to kusiło, żeby balony w ogóle nie istniały.....
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Stawiam, że to jakaś lokówką bądź gofrownica do włosów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Magda, oj, kusiło i kusi nadal :-)

    Zuz_anna, strzał w dziesiątkę! To karbownica do włosów :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Grzyby są w occie :P A taka wódka na biedronkach to mogłaby się nazywać "Biedroniówka" :P Dawaliby ją strudzonym paradującym :P Ale by było paradnie! :P

    OdpowiedzUsuń
  8. A więc Pawła kusiło, żeby balony nie istniały... No tak...

    OdpowiedzUsuń
  9. I po co takie złośliwości niezwykle poprawny językowo czytelniku? I do tego anonimowo?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jako niezwykle anonimowy w tym towarzystwie, chciałbym zauważyć, że nie było moim zamiarem nadawanie swojej wypowiedzi charakteru złośliwego. Niniejszym chciałbym szczerze przeprosić, jeżeli kogokolwiek - zwłaszcza podmiot liryczny wcześniejszego komentarza - uraziłem. Wszystko oczywiście niezwykle anonimowo i oczywiście niezwykle poprawnie językowo. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta inicjatywa muzeum etnograficznego jest czymś bardzo fajnym. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.