niedziela, 4 lipca 2010

Wspomnienia znad Adriatyku

Lada moment sondażowe wyniki drugiej tury wyborów, a ja myślami jestem wciąż daleko od tutejszej rzeczywistości (choć na głosowanie się wybrałam, a jakże!). Właśnie porządkuję zdjęcia z Ciovo – chorwackiej wyspy, na której spędziliśmy beztroskie i leniwe (choć nie zawsze słoneczne) czerwcowe dni.

Co tu dużo mówić – było bajecznie. Sielskie, niespieszne śniadania spędzane na tarasie z widokiem na Adriatyk, przedpołudnia (sięgające godziny 16 ;-) wypełnione słonecznymi i morskimi kąpielami, wieczory upływające na rozmowach, czytaniu książek (obowiązkowo ze szklanką chłodnego piwa Pan!), emocjonującej grze w karty (tu pozdrawiamy Łukasza, który na podstawie swoich wyników karcianych, powinien mieć teraz wiele szczęścia w miłości;-), a w przypadku niektórych – także na śledzeniu rozgrywek mundialowych (gdybyście nie wiedzieli, po chorwacku gol to również gol!) – to punkty, które wyznaczały rytm naszych dni.

I choć już jutro następuje powrót do powszedniego planu dnia, to mam nadzieję, że poczucie beztroski z Dalmacji pozostanie ze mną na dłużej. A poniżej kilka wakacyjnych impresji.
Zejście na plażę na wyspie Ciovo. Muszę utrwalić ten widok,
bo za kilka miesięcy nie uwierzę, że widziałam go na żywo :-)
Kot, skuter i wąska uliczka – trzy znaki rozpoznawcze Trogiru.
Do tego miasta wrócę z pewnością w oddzielnej notce.
Polski akcent w drodze na Ciovo. Kolory naszych wakacji. Monotonny, czterdziestominutowy spacer do sklepu
był znacznie przyjemniejszy dzięki wszechobecnej kwitnącej roślinności ;-)

Lawenda – w Chorwacji jest jej wiele. Żywe uprawy cieszą oczy,
a rozmaite produkty zapachowe – mydełka, poduszeczki do szaf, olejki aromatyzowane –
kuszą, by woń lawendy zabrać do domu.
Sześć stóp na ziemi. Widać tu też próbkę plażowej nawierzchni Ciovo.

Wkrótce kolejne zapiski, inspirowane emocjami znad Adriatyku. Sporo będzie o książkach, bo tych przeczytałam na urlopie parę – zwłaszcza kryminałów; niemało też wspomnień zdjęciowych. Dovidenja!

5 komentarzy:

  1. jakbyś niosła 40kg jedzenia, to roślinki nie byłyby takim natchnieniem... Ale skończy się, skończy już niedługo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu dużo mówić, nie wszyscy na szczęście dźwigali w tych torbach tylko jedzenie..;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. small shopper6 lipca 2010 08:46

    To było 40 kg piwska, a nie żadne tam jedzenie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Small shopper wie, co mówi - small shopper widział wszystko! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Patrząc tylko na ostatnie zdjęcie, które - nota bene - jest najlepsze ze wszystkich tu zamieszczonych, bo mówi coś o ludziach, a nie tylko o marginalnym dla kwestii zbawienia duszy otoczeniu, chciałbym - powściągając się bardzo - zauważyć, że wnioskując po płytce paznokcia palucha dużego i stanie tejże płytki uprasza się o szacunek w trakcie rozgrywek i uprawy sportów kontaktowych. Proszę pamiętać, że mutacje, zmiany deformacje, anomalie mogą na początku dotyczyć "peryferiów" naszych ciał - jeśli można tak powiedzieć o płytce paznokcia palucha dużego - lecz z czasem dosięgają też naszych wnętrzności, bebechów, umysłów. I taki delikwent na początku uskarża się, że ekskluzywnie czuje jakiś zapach (dla innych niedostępny), potem słyszy stukania, a na końcu - może do tego dojść! - załapuje kontakt z Istotą Wyższą, w postaci MB na obcasach, która namawia go do robienia rzeczy karygodnych. Tak. Zatem - korzystając z tego poczytnego blogu - proszę: uważajmy na siebie, na siebie na wzajem i jak tylko u kogoś dostrzeżemy, że z jego paznokciem palucha dużego coś nie tego... to... tego... No wiadomo, dzwońmy. Tyle teraz jest telefonów na świecie, w naszym kraju znaczy... Dzwońmy. Niech każdy będzie czujny.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.