niedziela, 2 stycznia 2011

12 miesięcy

Zwykle nie mam tendencji do noworocznych podsumowań, ale dziś od rana snują się za mną wspomnieniowe nastroje, więc zrobię wyjątek.
To był dla mnie bardzo pracowity rok. Przede wszystkim ze względu na obowiązki służbowe, czyli blaski i cienie tzw. kierowniczego stanowiska – poczucie większej autonomii, satysfakcja z możliwości realnego decydowania o niektórych sprawach – ale i smak odpowiedzialności, którą czuje się długo po godzinach pracy... Niezmiennie jednak (muszę to zapisać, żeby przypominać sobie w chwilach trudnej codzienności ;-) – radość z pracy w fajnym zespole i, tak po prostu, zajmowania się ciekawymi sprawami. Obszar reklamy pozostaje dla mnie wciąż twórczy i inspirujący – zastanawiam się, na jak długo wystarczy mi tej energii... ;-)
Równolegle toczyły się zmagania z doktoratem z literatury – wątek, który przez minionych parę lat wpisał się w moje życie na tyle mocno, że niemal zapomniałam, że powinien kiedyś dojść do finału ;-) Cóż... po raz kolejny przekonałam się, że łączenie naukowych aspiracji z absorbującą pracą na etacie wymaga ogromnej dyscypliny... A tej, niestety, nierzadko mi brakowało.
Ten rok to również dalszy rozkwit mojej pasji kinowej  – którą mogliście śledzić w kieszeniowych recenzjach, a która w tym roku zaowocowała też wydarzeniami związanymi z Allenem. To dla mnie przyjemna niespodzianka roku 2010. 
I tylko znów żal mi, że pory roku minęły mi tak niepostrzeżenie... Że natłok tych codziennych obowiązków powoduje, że co jakiś czas podnoszę głowę i myślę: O, już znowu wiosna! albo Zima? A ledwie skończyło się lato... To w zasadzie jedyna wątpliwość, która trapi mnie w związku z moim stylem życia – że mam wrażenie, iż miesiące przeskakują mi przed oczami jak przezrocza wyświetlane w dzieciństwie z rzutnika – gdzie z kadru na kadr radykalnie zmieniała się sceneria, pogoda i długość włosów mamy :-) Brakuje mi tak prozaicznych rzeczy, jak możliwość zobaczenia jesiennej, słonecznej ulicy w ciągu dnia albo letni spacer Bulwarem Filadelfijskim przed południem – kiedy nie ma tam tłumów, jak w weekend, a jest pogodnie i pachnie rzeką... To drobne przyjemności, za którymi ogromnie tęsknię, gdy porównam swoje życie z czasem studiów. Pod każdym innym względem, przyznaję, zmiany zachodzące w związku z tzw. dorosłością mi pasują ;-)
- - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tymczasem poniżej seria wrażeń z dwunastu miesięcy. Natknęłam się na pomysł takiego zestawienia przypadkiem, na jednym z fotoblogów, i pomyślałam, że to zabawa idealna dla mnie. Lubię kolekcjonować wspomnienia, tworzyć kolaże z ulubionych zdjęć, nadawać tytuły fotografiom, żeby nie były tylko mechanicznymi IMG_001, zapisywać ważne momenty i chwilowe emocje... A ten przegląd sprzyja odkurzaniu sentymentów :-) Poniżej więc seria wrażeń z dwunastu miesięcy. Skoro we wstępie było dużo o pracy, tu skupiam się na wszystkim, co działo się poza nią (z paroma wyjątkami).
STYCZEŃ
Styczeń minął pod psem... psem z głową w dole, czyli pod znakiem jogi :-) Zaczęłam ją praktykować rok wcześniej – i z Nowym Rokiem 2010 zapisałam się na serię zajęć (na marginesie: cudowna sprawa – polecam wszystkim z kręgosłupem równie pokrzywionym, jak mój ;-) Styczeń to również toruńskie wycieczki do teatru.
LUTY 
Niezbyt widny, zasypany śniegiem i pracą – miał jednak parę pogodnych akcentów. Jednym z nich był przyjazd Ani i Maćka do Torunia (kiedy patrzę na zdjęcia z tego weekendu, aż trudno mi uwierzyć, że słońce świeciło tak mocno :-)
  Ania przy pomniku Kargula i Pawlaka – przed toruńskim kinem 
Drugim – rejestracja stowarzyszenia konsumenckiego, nad którym pracujemy w gronie zaprzyjaźnionych dziewczyn z tego bloga i tego forum. Czym się zajmujemy? Chodzi o propagowanie starannego doboru bielizny, zwalczanie stereotypów związanych z podziałami na mały i duży biust, walkę o dostępność biustonoszy w szerokim zakresie rozmiarów, wreszcie – domaganie się wysokich kompetencji ekspedientek. Jedna z inicjatyw tego roku to akcja NAGIE biusty ;-), a ogólny artykuł o naszej działalności znajdziecie m.in. w Wysokich Obcasach. Sprawa stowarzyszenia w toku!
MARZEC
Marzec zwykle budzi we mnie pozytywne skojarzenia, bo to czas urodzin R. i moich :-)
W tym roku oznaczał dla nas też nowości motoryzacyjne – po tym, jak rozsypała się  15-letnia Niebieska Strzała (na zdjęciu poniżej – jeszcze żywa ;-), musieliśmy sprawić sobie nowy środek lokomocji. Aktualnie jest to fokus-pokus.
  Nissan Sunny podczas not so sunny weather ;-)
Ten miesiąc to też dalsza współpraca z magazynem branżowym poświęconym bieliźnie – pisanie artykułów, przeprowadzanie wywiadów... W marcu nadeszły też pierwsze prawdziwie słoneczne popołudnia.
KWIECIEŃ 
Kwiecień to koncert Lao Che, to słupska konferencja, to wreszcie niedzielne wypady do rodziców, gdzie zwierzęcych łap jest zawsze więcej, niż ludzkich stóp ;-)
MAJ
Maj to pierwszy w tym roku grill – u Adriana, który najchętniej inaugurowałby sezon grillowy w styczniu ;-) To pierwsze minimajówki, pierwsze tulipany...
...a także sympatyczny wieczór spędzony w gronie przyjaciół z liceum. Daaawno niewidzianych, aktualnie wyposażonych w małżonki i, częściowo, w potomstwo ;-) Maj to wreszcie pierwszy w tym roku weekendowy wyjazd – do Jastrzębiej Góry.
Na ten miesiąc przypadły też początki ślubnego szaleństwa – czas szkicowania sukienek (w moim przypadku liczba mnoga jest jak najbardziej uzasadniona ;-), wymyślania dekoracji, zaproszeń, muzyki itp.
CZERWIEC
Czerwiec to podróż przedślubna z przyjaciółmi :-) czyli beztroska i bajeczna Chorwacja! Pełna inspiracji, relaksującej lektury i... pięknych okien.
To również miesiąc edukacyjnych wypadów na etnoczwartki. A w pracy – okres najintensywniejszej pracy nad pewnym ciekawym zleceniem – z pogranicza eventu, filmu oraz... teatru. Cykl wyczerpujących, ale zabawnych prób – i moje szaleństwo reżyserskie! Czerwiec to również pierwsze urodziny Kieszeni (hurra!:-) oraz seria dalszych przygotowań do ślubu – m.in. drukowania pokręconych zaproszeń.  Poza tym – ostatni miesiąc mojego udziału w zajęciach z ceramiki – planowałam wrócić na nie jesienią, ale do tej pory mi się nie udało... Może w styczniu?

LIPIEC
Lipiec był odurzający – nie tylko zapachem kwiatów :-)
Radość ze ślubu zdominowała lipcowy nastrój. I mimo że nie mieliśmy wtedy  z R. żadnego urlopu, w pracy działo się sporo, a sam ślub zamknął się przecież w jednym dniu – to mam wrażenie, że świętowaliśmy przez cały lipiec :-) Poprzez przygotowania, poprzez wariackie przestawianie kwiatów po weselu ;-), czytanie życzeń i radość z prezentów,  późniejsze rozpamiętywanie wspaniałych chwil, wreszcie – poprzez szaleństwa poprzedzające nasz ślub...
SIERPIEŃ
Początek miesiąca spędzony sielsko między ustami a Dwoma Brzegami ;-) Kolejna seria zachwytów nad Kazimierzem oraz filmowych przyjemności. Sierpień to też nadmorski weekend w Dębkach. To niesamowite, że takie wyjazdy trwają ledwie dwa dni, a ja pamiętam je niemal  jak wakacje ;-)
WRZESIEŃ
Grzybobrania i inne słomiane przyjemności. Firmowy weekend w Wieżycy – miejscowości na Kaszubach (ośrodek położony w niezwykle pięknym miejscu). Wrzesień to także Indonezja – klacz, dzięki uprzejmości której przypominałam sobie jazdę konną ;-) Jako kontynuacja integracji – baaardzo przyjemne spotkanie kulinarne z koleżankami z pracy, podczas którego: a) oszalałam na punkcie gry tabu, b) niespodziewanie zaczęłam żywić ciepłe uczucia wobec nowej płyty Moniki Brodki ;-)
W tym miesiącu zdarzył się też najpiękniejszy film roku. A'propos filmów – wrzesień to również czas montowania materiałów nakręconych na Dwóch Brzegach – żeby dzięki filmowej minirelacji wygrać bilety na przyszłoroczny festiwal... Udało się :-) Natomiast ze smutnych wieści związanych z kinem – zamknięcie kina studyjnego w Toruniu, ostatniego z czterech, które istniały, kiedy trafiłam do tego miasta.
PAŹDZIERNIK
Miesiąc absolutnie zdominowany przez wykłady i konferencje – słupskie spotkanie z kulturą żydowską, katowickie – z literaturą i toruńskie – z Woodym Allenem. Październik to czas trochę innego życia...
Poza tym początek kursu angielskiego – jak w zeszłym roku. Lubię te zajęcia, lubię prowadzącego i mimo że konwersacje z angielskiego nie są mi teraz jakoś szczególnie potrzebne, to nie potrafię zrezygnować ;-) Choć w przyszłym roku już nie wrócę – na jesień 2011 przewidziany jest inny plan... Październik to też słoneczne popołudnie w Golubiu Dobrzyniu.
LISTOPAD
Minęły trzy lata, od kiedy wprowadziliśmy się do własnego M. Jeszcze dwadzieścia siedem i będzie realnie nasze! ;-) Listopad to refleksyjne spacery po starych cmentarzach – niemieckim w Solcu Kujawskim i żydowskim w Koronowie. A na drugim biegunie – radosne urodziny Asi, Andrzejki (i lanie wosku, podczas którego każdy wywróżył sobie piec ceramiczny ;-), koncerty Pustek (dobry) i Strachów na Lachy (wolę słuchać z płyty – na koncertach nie czuję się grupą docelową ;-) Ponadto w tym miesiącu Kieszenie przystroiły się w nowe szaty ;-)
Listopad to również okropności w pracy. 
GRUDZIEŃ
Miesiąc zaczyna się koncertem Lao Che. Potem m.in. spacery po śniegu, Lubomski i Kasia Groniec, spotkanie z twórczością Allena na wydziale historii sztuki, Gaba Kulka na koncercie ku pamięci Ciechowskiego. A na zakończenie – Sylwester w wydaniu musicalowym, czyli ewenement w stroju Velmy Kelly z Chicago... Choć obuwie, jakie założyła na drogę, na to nie wskazywało ;-)
 Szczęśliwego Nowego Roku!

4 komentarze:

  1. Noo, to się działo:) Szczęśliwego Nowego!

    Fajna maszyna na zdjęciu z kwiatami. Co to?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jeszcze dwadzieścia siedem i będzie realnie nasze" - dobre:D U mnie jeszcze trzydzieści dwa;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietne zrobilas to podsumowanie roczne, jak mi sie uda to rowniez sprobuje cos takiego zrobic... Woody Allena bardzo lubie a film tez ogladalam ale zdania koncowego na temat tego filmu jeszcze nie mam...

    Wszystkiego dobrego. M

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy, to maszyna do liczenia - taki radziecki kalkulator :-)

    Mamsan, bardzo polecam tę zabawę - nie tylko pozwala przyjemnie odświeżać sentymenty, ale i spojrzeć z dystansu na miniony rok. Również wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie w Kieszeniach.